mi się ten film bardzo podobal. nie jest to tradycyjny von trier, w sumie bardzo go tam malo (tym bardziej technicznie), moim zdaniem to jak polaczenie Bergmana - kobieta przedstawiona negatywnie, i Lyncha - bo duzo tam mrocznosci, symboliki (slusznej lub nie) i w ogole podobnego klimatu. nie nazwalabym tego filmu horrorem, osobiscie przerazila mnie tylko jedna scena, ktora trwala moze 30s, w calym filmie. von trier nie powiedzial tam tez nic nowego. ja odebralam to tak, ze wszelkie zlo jest w nas i to my, ludzie, jestesmy i powodujemy wszelkie zlo na tym swiecie. jestesmy marionetkami w rekach dwoch wielkich sil. to co moze byc obrazliwe w filmie to, ze von trier pokazal kobiety jako wszelkie zlo i jako tytulowego antychrysta, ale osobiscie mnie to nie obrazilo, jako kobiete, a rozsmieszylo razem z koncowa scena... bo to takie stereotypowe i od razu mi sie przypomniało "bo to zła kobieta była". i oczywiscie charlotte gainbourg byla jak zwykle wspaniala! najgorsze jest to, ze ten film i jego przekaz wydaje mi sie troche splycony. moze po prostu nie wystarczy obejrzec go raz.
oczywiscie, pewnie po tym poscie posypie sie cala masa innych postow, ze co ja sobie wyobrazam piszac tam o tym filmie i ze pewnie jestem tak samo stuknieta jak von trier, bo mi sie podobal. coz... to moja opinia, a kazdy ma prawo do swojej opinii.