A tu Gibson postawił na epatowanie brutalnością i okrucieństwem , a to zawsze jest ryzykowne jeśli nie jest uzasadnione. Nasuwa skojarzenie że być może nie miał tak naprawdę NIC! do powiedzenia jako reżyser. Realizm realizmem , jeśli miał to być dokument o tamtych czasach to niestety wyszedł dobrze. Ale jako film przygodowy to nawał brutalizacji odstręcza potencjalnych fanów filmu.
W filmie uderzył mnie obraz przedstawiający lęk człowieka pojmanego.
Wyrwanego z własnego środowiska i wrzuconego w całkiem obcą i niezrozumiałą rzeczywistość. Ciągły strach połączony z długa wędrówka w nieznane.
Kulminacyjne sceny przemocy były tym bardziej uderzające.
Standardowy schemat filmu przygodowego z bohaterem do którego mamy czuć sympatię.
Myślę że chodziło o wywołanie empatii. Mieliśmy odczuć strach na równi z nim.
Zgadzam się że dokument byłby zdecydowanie "bezpieczniejszy", mniejsze nasilenie głosów krytycznych. Całkiem inna forma wyrazu.
Ale czy wtedy takie silne jak odczułem, zjawisko empatii z bohaterem by wystąpiło u kogokolwiek?
Fabuła - ale jaka - fabuły to tu praktycznie NIE MA
Dokument - hmm... ale o czym? :/ Czytałem tu wiele komentarzy - tak do końca ludzie nie wiedzą o czym, o jakiej kulturze jest ta opowieść. Jedyne co z tego "dokumentu" możemy się dowiedzieć, to że Indianie mordowali się bezlitośnie. Była jakaś cywilizacja, która zbudowała wielką metropolie, a tam... mordowała bezlitośnie:]
Aaa... i jeszcze możemy się dowiedzieć, że wojownicy tej metropolii byli strasznie nieudolni. Grupa takich doświadczonych w boju wojowników nie była w stanie dorównać jednemu, rannemu wojowniii.... zaraz... on nie był wojownikiem - myśliwemu :]
Aha! Jeszcze się dowiedziałem, że w całe Ameryce wszyscy Indianie mówili w tym samym języku - kurde, ale się czuję do edukowany.