Wystarczy popełnić coś takiego jak Apocalypto, podpisać nazwiskiem Gibsona i mamy gotowy hit kinowy.
Naturalnie nieciekawą i szablonową fabułę można zalać morzem przemocy, co nada mu smaku kontrowersyjności i znacznie podniesie wpływy ze sprzedaży biletów.
Dodatkowo można zasugerować metaforę niosącą mgliste przesłanie o upadającej cywilizacji zachodniej żeby film wydawał się głębszy.
Nagle okazuje się że mamy do czynienia z dziełem kina, którego nie wypada nie zobaczyć...
Jednak mam nadzieję, że ci, którzy pójdą obejrzeć obraz nie dadzą się zwieść ani przemocy, ani nazwisku Gibsona firmującego całe przedsięwzięcie. Ten film jest naprawdę kiepski.