Nie lubię kina ambitnego, gdzie wprawdzie sztuka ciut ambitniejsza bywa, niemniej po zmaganiach dnia codziennego nie mam już siły zmagać się jeszcze z ciężkostrawnymi wizjami mniej lub bardziej utalentowanych twórców i rozgryzać czy dany film jest rzeczywiście ambitny czy tylko pozerski. Wolę kino komercyjne, z rozmachem, porywające ale jednocześnie obdarzone ponadprzeciętnie walorami artystycznymi, kino "o czymś", z przesłaniem, o wymiarze z odniesieniem ponadczasowym. Jestem pewien, że podobne zapatrywania ma większość średniointeligentnych widzów oczekującego na dużym ekrnie czegoś więcej niż "Xman" czy "Eragon".
W zalewie tandety produkowanej na potrzeby kinowych wielosalowych fabryk, czuję od paru ładnych lat poważną zgagę. Czasem jednak pojawia się chwilowe ukojenie, i niewątpliwie jest nim nowy film Gibsona.
Z całą pewnością nie jest to arcydzieło czy wielki film. Na pewno jest dobry, nawet bardzo dobry. Obowiązkowo ten film trzeba zobaczyć choćby z jednego powodu: JEST INNY. Tak jest inny od tego całego schematycznego komercyjnego chłamu o niczym, wałkowanego od rana do nocy w multikinach od roku, dwóch, trzech...Owszem to smutne co piszę, argumnet że jest inny..czy to powód by wydać 15 zł? Na pewno tak, argument ważny ale trzeba uczciwie przyznać, że nie jedyny.
Film zrywa wszelkie schematy superprodukcji historycznej, to nie monumentalny indiański "Alexander", ani nawet przygodowy indiański "Braveheart", widz może czuć się nawet nieco zagubiony bo historia poprowadzona jest nietypowo. Różne gatunkowe elementy mieszają się tutaj ze sobą tworząc jednak zgrabnie skomponowaną spójną całość, owszem są słabe momenty i szablonowe zagrywki reżysera, niemniej scena za sceną czuć nie tylko powiew, ale i niezły wicherek świeżości reżyserksiego poprowadzenia tego typu obrazów. Gdyby był to film przykładowo o Cortesie łupiącym Azteków, byłoby zapewne widowiskowo, efektownie, tradycyjnie, solidnie...przeciętny widz wyszedłby z kina solidnie zadowolony. A tak? Wychodzi z niedosytem i niejako mętlikiem w głowie..Ano film komercyjny, ale w tym ( a właściwie po) filmie przesłania trzeba szukać samemu, a z tym już nie każdy sobie radzi. Po takim filmie najlepiej zdajemy sobie sprawę jak rozleniwia nas ten codzienny kinowy chłam, na który wydajemy ciężkie pieniądze...
Wracając do tematu. Wartością "Apocalyptico" jest właśnie to że można się w tym filmie doszukiwać wielu naprawdę wartościowych znaczeń i żadne z nich nie stanie w szeregu przed kolejnym. Moim zdaniem kluczowe ze znaczeń wyjaśnia motto z początku obrazu, traktujące o apokaliptycznej naturze człowieka. Wiemy historycznie iż niezależnie od siebie, każda cywilizacja ludzka rządziła się tymi samymi prawami, opartymi na ułomnym charakterze człowieka. Na tej niezapełnionej 'dziurze' o której wspomina mędrzec wioski, człowiek jest w stanie tworzyć własnymi rękami piekło, jeszcze tu na ziemi.
Nie można pominąć wątku religijnego i ukazania jej zgubnego wpływu, i znowu niezależnie od cywilizacji historyczne wpływy religii były zawsze takie same... Wobec religii Gibson nigdy nie przechodzi obojętnie, natomiast zawsze polemicznie.
Docenić należy pasję z jaką reżyser zawsze traktuje obszar kulturowo-cywilizacyjny w którym się porusza, jej poszanowanie, pietyzm i dbałość o szczegóły, co do wierności historycznej są kontrowersje, ale znawców amerykańskiej archeologii jak widać jest sporo więc pozostawmy im te detaliczne spory.
Gibson umiejętnie wyciąga na światło dzienne kolejną historyczną tematykę, kto wie być może czeka nas fala filmów o charakterze historyczno-etnograficznym w naturalnym środowisku i z rdzennymi bohaterami, bez napastliwych odwołań do amerykanizmów (Gladiator, Alexander, itd.). Panie Gibson, niech Pan spokojnie kręci następne filmy, jednego widza "w ciemno" Pan ma!
Jestem pod wrażeniem recenzji :)
aż mnie zatkało :P pod większością Twojej wypowiedzi mogę sie spokojnie podpisać. Pozdrawiam :)
mi też podoba się ta recenzja :) Panie Gibson, napewno ma Pan "dwóch widzów w ciemno" :)) czekam na kolejne produkcje.
Zdecydowanie się zgadzam z powyższą recenzją. Nie jestem pewna, czy Gibson nawiązuje w Apocalypto do obecnej amerykańskiej cywilizacji w przeddzie zagłady.. jakoś ciężko mi to było w filmie odnaleźć. Jednakowoż oglądając film wczoraj (mimo ciągle gadających obok mnie towarzyszy i rzucających hasła w stylu: "taaa, jasne, biegł tyle czasu przez las z dziurą w brzuchu") były momenty, kiedy literalnie wbijało mnie w fotel... świetny film, 9/10