"Arche" to film legenda. Swego czasu wiele się o nim słyszało, gdyż miała to być pierwsza polska produkcja SF, która nie wstydzi się używać efektów specjalnych. Młodym, niezależnym i raczej nieznanym twórcom zaufał Robert Gonera, co sprawiło że film miał zapewnioną reklamę. Byłem ciekaw, jaki ten film będzie i jak zmieni polską kinematografię.

Z wiadomości wynikało, że twórcy podjęli się karkołomnego zadania stworzenia efektownej i po części efekciarskiej historii spod znaku kosmicznego SF za niewielkie pieniądze - taka offowa wersja kina mainstreamowego, by zaszpanować paroma słówkami można rzec. W trakcie seansu okazało się, że to zadanie było jeszcze trudniejsze, niż się wydawało. Autorzy bowiem postanowili połączyć stylistykę SF akcji spod znaku gier komputerowych z tajemniczym, budzącym grozę mistycyzmem.

Niestety karkołomne wyzwania mają to do siebie, że można sobie na nich kark złamać. Niezwiązane z fabułą cytaty na początku, kiepskie sceny duchowne, ruiny kościoła ze starożytnym artefaktem, stare zapiski na temat urządzenia, które nie znajdują pokrycia w rzeczywistości - całość jest chaotyczna i niespójna. Rzadko się trafia na tak zły scenariusz.

O reszcie elementów mogę napisać iż są w miarę przyzwoite - niezłe animacje komputerowe, niezłe aktorstwo, całkiem całkiem budowany klimat i sama kreacja arche. Przy tak źle skonstruowanym scenariuszu nie wystarczą przyzwoite elementy aby całość dobrze się oglądało. Niestety...

By oddać jednak sprawiedliwość filmowi - wszyscy go uważali za dowód, że polkie kino stać na efektowne sceny. Może i film sam w sobie dobry nie jest, ale inspirację stanowi niezłą.