I również ja dziekuję reżyserowi za pełen relaks, zakrapiany odrobiną melancholii. Filmy Hiroshi Shimizu dostarczają przyjemności i przynoszą pogodę ducha, nawet gdy nie stronią od smutku. Widać, że należą do świata, który odszedł już na zawsze. Może trącą myszką, ale jeśli ktoś lubi czar starego kina, zapraszam na seans.