A już myślałem że większego gniota niż Prometeusz nie zobaczę - myliłem się. Po pierwsze odpychające postacie( prawie wszystkie), żenujący wątek homoseksualny i homo zaloty do dziadzi, geriatryczna rebelia, koniecznie dobry murzyn vs zły biały(bandzior,medyk, goryl) mydełeczko siaba da, muzyk z problemami pif paf, tragiczna charakteryzacja twarzy postaci momentami przebijająca nawet tą Weylanda z Prometeusza (charakteryzacja białego na azjatę, faceta na kobietę? - padam ze śmiechu LOL), część aktorów kompletnie niewykorzystana - znakomita aktorka Susan Sarandon w jakimś ogonie (WTF?), słabo nakreślone, bzdurne tematycznie i poplątane wątki które w ogóle nie wciągają widza, gdyby było ich mniej film nic by nie stracił a tylko dużo zyskał, idiotyczne aktorstwo bardzo znanych przetworzonych wielokrotnie twarzy budzące niekontrolowane wybuchy śmiechu ha ha ha:), sceny akcji zostały wciśnięte na siłę i nie robią w ogóle wrażenia(gdzie jest ten geniusz z jedynki Matrixa? - pytam się), na dodatek jest ich jak na lekarstwo oraz nieudolnie podjęty temat jakiejś pseudo reinkarnacji która nie ma nic wspólnego z prawdziwą reinkarnacją. Film się kończy (prawie bite trzy godziny) a nie daje nic satysfakcjonującego, zlepek scen i haseł o wiecznej miłości, odwiecznej walce dobra ze złem i że ci ludzie wciąż się spotykają przekraczając kolejne drzwi. Nasze życie nie należy do nas, serio? a więc do kogo? Być może do nawiedzonych filozofów Wachowskich. A więc Atlas Chmur to film nudny i niesamowicie pusty a przy tym za wszelką cenę udający bardzo ambitny i głęboki. Godny konkurent dla Prometeusza w walce o zaszczytny tytuł wysokobudżetowego gniota roku.