UWAGA Spoilers!
Film o reinkarnacji & love is all around, patetyczny i "przehasłowany" tak w skrócie można
scharakteryzować ten film. Nie czytałem książki ,ale rozmawiałem z dziewczyną która ją
przeczytała. Dzięki temu ,że nie czytałem książki mogłem ocenić film w sposób zupełnie
obiektywny.
Podstawowy zarzut z mojej strony to zmienienie sensu całości. Wachowscy tak skrócili i
zmienili tą powieść ,że na pierwszy plan rzuca się wątek reinkarnacji i "wszechogarniającej
miłości" ,a przecież nie o tym jest książka.
Przypuszczam ,że chcieli stworzyć film jasny w przekazie dla widza amerykańskiego i dlatego w
ich filmie reinkarnacja jest przedstawiona za pomocą tych samych aktorów odgrywających
różne postaci i to powoduje ,że widz skupia się na wyszukiwaniu nowych wcieleń aktorów oraz
śledzeniu przemiany dusz. To wszystko w aurze patosu, co pięć minut pojawiających się haseł
(symboli) i wszechogarniającej miłości, że aż mdli. A znamię przyrodzone (gwiazda
betlejemska!? (sic!)) symbolizuje protagonistę.
A książka przecież jest taka prosta. I taki powinien być film!
Czyli znamię komety łączy między sobą wszystkich głównych bohaterów oprócz jednego. Są to
po prostu kolejne wcielenia jednej tej samej duszy. Autor użył tego zabiegu(reinkarnacji) aby
wszystko połączyć w całość. To tylko symbol uniwersalności ludzkiej natury. Książka też jest o
reinkarnacji, ale uwaga! autor "reinkarnuje" w niej główny temat książki. A tym tematem jest
żerowanie jednoski na jednostce, grupy na grupie, plemienia na plamieniu, narodu na
narodzie.
Podsumowując porażką tego filmu są Wachowscy i ich piętno odciśnięte na scenariuszu.
I jeszcze dodam, żę ta książka to świetny materiał na miniserial ,a nie film.