Dobrze się ogląda, ale nie rozumiem co chcieli pokazać twórcy tego filmu? Że człowiek jest sumą doświadczeń?! To wiem i wiedzą chyba niemal wszyscy, więc nic odkrywczego w tym nie ma.
Mamy tutaj jednak inne podejście do życia wiecznego: odradzanie się poprzez DNA, a nie poprzez wędrówkę duszy. Dobre i złe uczynki wpływają na to jak będzie wyglądało nasze nowe wcielenie...
I to już wszystko co film ma nam do zaoferowania, jest piękny ale pusty... Jest przeintelektualizowany, pseudoreligijny i banalny.
jeszcze jedna interpretacja pojawiająca się w filmie to to, że nie żyjemy sami dla siebie, ale tworzymy pewną całość,
każdy człowiek coś sobą wnosi mając wpływ na przyszłość. Wnosi nadzieję na "lepsze jutro" , na to , że lepiej jest
podejmować działania, niż być biernym przez przekonanie, że jedna osoba nie jest w stanie nic wskórać.
Widzę tutaj całą masę krytyków i najczęściej przewijające się słowo "banał". - Banałem byłoby podanie widzowi wszystkiego na tacy,
nie skłanianie go do żadnego myślenia, podejmowanie trywialnej tematyki. Banałem są dla mnie filmy o hedonistycznym życiu,
będące tylko i wyłącznie wypełniaczem czasu, posiadające fabułę, która nic sobą nie wnosi i nie prowokuje żadnych uczuć.
Twoja wypowiedź to nadinterpretacja - być może czytałaś książkę i stąd takie spostrzeżenia, ale w filmie tego nie widać. To, że "tworzymy pewną całość" nie zostało w tym filmie pokazane, lecz dopowiedziane (dosłownie) w jednej czy też kilku scenach.