To już grube przegięcie...
http://entertainment.time.com/2012/12/04/top-10-arts-lists/slide/cloud-atlas/
IMHO jest to dwód na to, że ten film jest raczej dla wyrobionego widza, a nie typowego Konsumenta (he he) masówki z Hollywood. Jest bowiem filmem bardzo europejskim, i z tego względu wielbicielom „Transformersów” i taśmowo produkowanych superprodukcyjniaków o komiksowych superbohaterach radzę dwa razy namyśleć się przed obejrzeniem bo może ich męczyć i irytować, a dla pozostałych miłośników kina będzie to dla nich niezapomniana uczta filmowa.
Pełna recenzja:
http://doktorno.vot.pl/content/atlas-chmur/
Cóż, jak dla mnie ten film nie ma nic z rzekomej europejskości i idealnie wpisuje się w hollywoodzką konwencję filmów z narzuconą odgórnie interpretacją, ale jak tam sobie uważasz...
Takie samo odczucie mam. Mocno hollywoodzki, z tą całą swoją muzyką, podniosłą i bezpośrednią narracją czy nieco nadmuchanym klimatem. Trochę brytyjska historia Canedisha była, ale to za mało.
A tak ogólnie to jakikolwiek by film nie był i tak straszny kibel. Liczyłem, że na końcu jakoś podsumują te historie, powiedzą, dlaczego je przemieszali, podadzą jakiś sens tego wszystkiego, a oni sobie tylko po prostu z szerszej perspektywy spojrzeli i powiedzieli "w życiu wszystko się powtarza", a je.bać karmę w du.pę.
"A tak ogólnie to jakikolwiek by film nie był i tak straszny kibel."
No, przepraszam, ale co to za podejście do tematu? :P
Podsumowywać filmu nie trzeba - bo sam fakt przeplatania historyjek mówi sam za siebie o co tu chodzi. :P
"No, przepraszam, ale co to za podejście do tematu? :P"
Chodziło mi o to, że niezależnie, czy jest europejski, czy amerykański, czy nawet azjatycki, to tak czy inaczej straszny kibel.
"bo sam fakt przeplatania historyjek mówi sam za siebie o co tu chodzi. :P"
Poważnie to mówisz? To może od razu wszystkie filmy powinno się tak robić. Połączmy Apocalyptyco z Awatarem, Prometeuszem i oczywiście Matrixem, no i dograjmy narrację na końcu, dajmy niektórym te same imiona, no i będzie film rewolucyjny.
Słaby nie jest, trochę brytyjski w klimacie, europejski... nieee. I tylko się tak zastanawiałam i po co to po co. Może jestem niewyrobiona ale czegoś mi zabrakło, ale ten film ma wielką zaletę zachęca do czytania ;)
Dziwny film, myślałem że te historie w jakiś sposób się połączą. Na końcu pokazali, że wydarzenia w naszym życiu to cykl który cały czas się powtarza.
5/10
A nie jest tak, że raczej chodziło o ukazanie pewnych prawidłowości w historii ludzkości?
Jeżeli tak, to IMO tym gorzej dla nich, gdyż jest to po prostu kolejna tzw. "jedyna słuszna" ideologia wciskana na siłę. Jak mi ktoś powie, że tym dziełem "odkryto" mechanizmy kierujące historią, to chyba umrę ze śmiechu ;)
Może faktycznie marnujesz czas na takie filmy? Bez obrazy - proszę tego nie traktować osobiście. :P
Nie traktuję, nie ma sprawy. A skąd wniosek, że marnuję czas, jeśli wolno spytać? Jestem zbyt wymagajacy? :P
Jeżeli za, jak to ująłeś " "jedyną słuszna" ideologia wciskaną na siłę" traktuje moralną dezaprobatę do wyzysku, niewolnictwa, rasizmu itp, to nie mam naprawdę nic do dodania, poza to co napisałem powyżej... :P
Kompletnie nie o tym mówiłem, mój drogi. Chodziło mi o stale wpajaną konkluzję pod tytułem "wszyscy jesteśmy połaczeni", która rzekomo właśnie tłumaczy, jak działa historia. A że poruszają sprawy wyzysku, niewolnictwa, itd. to akurat bardzo miło z ich strony, tylko nie ma w tym niczego nowego, ani w tym temacie, ani w sposobie jego pokazania - po prostu truizmy i oczywiste oczywistości. Tak więc prosze, czytaj uważnie moje posty, zanim uznasz mnie za wroga humanizmu ;)
Ton twojej wypowiedzi wskazywał na coś zupełnie innego. :P
Zresztą ten film o tym że kultura i sztuka przenoszą idee między epokami. To bardzo głęboko humanistyczne przesłanie które dla Amerykanów jest mało czytelne, stąd ten kuriozalny ranking "Time".
Skoro tak uważasz... ;P
Jak dla mnie pomysł był niezły, ale kiepsko zastosowany, ponieważ wyszło wkładanie do głowy łopatą w stylu właśnie iście hollywoodzkim swego pomysłu i napchanie dodatkowo filmu efektami specjalnymi, żeby jakoś zamaskować swój banał. Nie ma tutaj żadnego pola do interpretacji, dyskusji, dlatego użyłem tutaj stwierdzenia "jedyna słuszna prawda". Nie wiem, jak wypada z tym książka, ale mam nadzieję, że jest cociaż trochę mniej sztywna w odbiorze.
A "Time" nigdy nie był dla mnie jakąś wyrocznią, aczkolwiek wątpię, żeby tak dziecinnie proste przesłanie zostało przez nich niezrozumiałe, choć może sie mylę :P