Wiem, zaraz odezwą się głosy oburzenia albo insynuacje, że mam zbyt mały rozumek na
arcydzieło braci Wachowskich. Niestety, moja ocena tego filmu nie wynika z niezrozumienia
tematu, tylko z tego, że zrozumiałam wątki w nim poruszone, jednak żaden z nich nie wywołał u
mnie głębszych emocji czy nie stał się natchnieniem dla rozważań, z wyjątkiem jednej, ale to ze
względów osobistych i nie jest to żadną zasługą jego autorów.
W filmie zostało poruszonych wiele kwestii, które przewijają się w niezliczonych produkcjach i
utworach literackich. Nie chodzi tu jednak o brak oryginalności, w końcu tak naprawdę te same
motywy przewodnie zawsze były częścią naszego życia i są niezmienne od stuleci (co zresztą jest
jednym z motywów filmu). Chodzi tu jednak o siłę i pogłębienie danego wątku. W tym przypadku
taórcy chcieli zawrzeć w filmie wszystko, lecz na to niestety nie ma czasu, i w efekcie mamy efekt
wypracowania "pod klucz" - wszystko musi być zawarte, żeby "dostać punkt", ale siłą rzeczy nie
ma czasu na odpowiednią refleksję. Znacznie bardziej zapadające w pamięć i bogate są filmy, w
których tylko jeden z tych wątków jest należycie rozwinięty. Jako przykład można podać Amistada i
Skazanych ma Shawshank jeśli chodzi o niezłomność ducha i dążenie do wolności, Planetę Małp
(tą starą) jeśli chodzi o dążenie ludzkości do autodestrukcji i sens człowieczeństwa czy
książkowego Faraona przy rozważaniach o tym, jak to sama jednostka, która ma wizje
wyprzedzające bieg historii jest bezsilna i staje się męczennikiem, choćby miała pozornie władzę i
możliwości zmiany rzeczywistości. Zmiany zachodzą dopiero wtedy, gdy świat jest na to gotowy
(tak jak kapłani wprowadzili wszystkie pomysły faraona, ktoórego wcześniej zabili). Właśnie w
takich dziełach są sceny, które napawdę mocno poruszają, tak jak odkrycie ocalałego astronauty z
Planetyy Małp, że znajduje się na Ziemi. W Atlasie Chmur podobne idee wywołały u mnie raczej
rozdrażnienie pomieszanie z rozbawieniem. Przecież wiem! Ameryki tymi mądrościami nie odkryli.
Wachowscy muszą się nauczyć, że czasem mniej znaczy więcej, a prostota formy zwraca uwagę
na bogactwo treści.
Co ratuje ten film? Poczucie humoru w niektórych scenach oraz kolejne wcielenia aktorów, z
rozpoznawania których miałam świetną zabawę. Cały wątek Cavendisha mnie tak rozbawił, że
chętnie bym obejrzała cały film o nim, bez irytowania się spłycaniem motywów w pozostałych.
"Niestety, moja ocena tego filmu nie wynika z niezrozumienia
tematu, tylko z tego, że zrozumiałam wątki w nim poruszone" <---- NIE
Czemu dokładnie ma służyć wycięcie połowy zdania, żeby źle brzmiało? Co to ma być, TVN 24?
Na to niestety wychodzi, polecam ci za to kolego książkowy oryginał. Jeśli lubisz poczytać ofc. Tam wszystkim wątkom poświęcono wystarczająco wiele czasu i cała idea oraz sens historii jest zupełnie inny niż w filmie. Nie ma płytkiej historii o wiecznej miłości w różnych wcieleniach i happy endzie na sam koniec :) a zagłada ludzkości ma miejsce i jest nie uchronna. To Wachowscy przekręcili fabularnie zakończenie i posłali Zachariasza wraz z Profetami w kosmos... echh najgorsze co mogli zrobić...
Naprawdę polecam książkę, dla mnie arcydzieło. Film za to słaby.
Książkę zamierzam przeczytać, ale skąd wiesz, że nie zrozumiałam filmu? Podaj jakieś argumenty. Motywy, jakie przedstawiłam to tylko niektóre, przykładowe wątki z wyłapanych przeze mnie. Napisałam o nich żeby pokazać schemat działający dla wszystkich innych, nie zrobiłam z tego rozprawy naukowej.
Ups! Koleżanko powinienem napisać... za co przepraszam nie chciałem urazić. Nie napisałem że nie zrozumiałaś filmu :) To kolega Walczaq który mówi to wszystkim tym którym nie przypadł do gustu filmowy Atlas Chmur albo ocenili Pulp fiction poniżej 10 :)
PS. W tym filmie nie ma co rozumieć bo nie wymaga od człowieka najmniejszego wkładu szarej komórki i refleksje jakie nachodzą człowieka podczas czytania, przy seansie nie mają miejsca:)
Aaa, spoko:) nie wykluczam, że w niektórych zdaniach mogła być forma męska. Autokorekta:/ Twoje stwierdzenie "na to niestety wychodzi" odebrałem jako odniesienie się do wypowiedzi kolegi powyżej, za co przepraszam
Nic nie szkodzi :)
Ogólnie każda z historii przedstawionych w książce jest innym gatunkiem prozy. Od opowieści podróżniczo-przygodowej, poprzez dramat, sensacje,czarną komedię,cyberpunk na post apokaliptycznym sci-fi kończąc. Dlatego niektóre wątki ludziom podobają się bardziej drugie mniej. Jeśli ktoś jest fanem komedii zdecydowanie polubi najbardziej historię Timothy'ego, ja osobiście najbardziej lubię dwa ostatnie gatunki i je najbardziej według mnie film zniszczył...
Zgadzam sie w całej "rozciągłości" wypowiedzi jak i filmu . Dla mnie jest to takie matrixsowe " Przemineło z wiatrem" . Pewnie film z założenia miał być "ambitną" próbą poruszenia widza a wyszedł z tego moim zdaniem amerykański pseudointelektualny gniot .
I ta poprawność polityczna :-$
Ech, poprawność polityczna:/ okropieństwo. Pominę milczeniem spiskowy, kiczowato zeitgeistowy wątek o złych korporacjach i okrutnej władzy, i wspomnę jeszcze o najbardziej szkodliwej myśli wyciągniętej z tego filmu. Autorzy zauważają, że nie jesteśmy samotnymi wysłali, każde nasze akcje wywołują odpowiednie skutki w otoczeniu, wobec czego wszyscy jesteśmy powiązani. Z tej słusznej przesłanki wyciągnęli najgorsze możliwe wnioski. Stwierdzili mianowicie, że oznacza to, iż nasze życia nie są naszą własnością, nie należymy tylko do siebie, co oznacza, że każdy nasz uczynek dla dobra innych nie jest prawem, tylko obowiązkiem. Wachowscy nie zauważają przy tym kompletnie, że przekreśla to cała ideę wolności, która jest ponoć tak ważna dla zrozumienia tego filmu. Jeśli musimy się zachowywać w jakiś sposób, to jaka w tym nasza wolność i jaka zasługa? Stoi to w całkowitej sprzeczności z "wolnością do" i myślą klasyka, że oddajemy się w niewolę prawa, by być wolnymi, bo na tym polega nazwa wolność, że chcemy sobie narzucić dla własnego dobra jakieś ograniczenia, na tym opiera się demokratyczne państwo prawa. W filmie promowany jest zamiast personalizmu i indywidualizmu kolektywizm, jako że jeśli nazwę życie nie należy do jednostek, znaczy to, iż należy ono do abstrakcyjnego bytu, którym może być naród, klasa, społeczeństwo w całości lub w części. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że tej idei zawzięczamy największe zbrodnie w historii. Całe społeczeństwa były w ten sposób niewolone.
Przepraszam za duże zagęszczenie mędrkowatych słów na centymetr kwadratowy, wychodzi tu bezwiednie moja znajomość doktryn polityczno-prawnych;) obiecuję poprawę
Jedno mnie zastanawia gdy czytam krytyczne komentarze na temat "Atlasu chmur". Czy naprawdę odsetek osób o tak pogłębionych potrzebach intelektualnych jest proporcjonalny do liczby ludzi wystawiających negatywne oceny. Bo główny zarzut wobec filmu jest taki, że przesłanie jest za proste, zbyt banalne i na dodatek podane na tacy. Rozumiem oczywiście i w pełni akceptuję fakt, że nie na każdym ten film musiał wywrzeć takie wrażenie, jak na mnie. Ale z drugiej strony dawanie oceny 1, 2 lub 3, jaką często przy "Atlasie chmur" można spotkać to chyba jakiś kiepski żart. To oczywiście refleksja ogólna dotycząca krytyków filmu.
Co do Twojego postu... Przy 6 różnych historiach trudno oczekiwać dogłębnego potraktowania każdej z nich. Film musiał by trwać 12 godzin a nie 3. Z drugiej strony zarzut, że twórcy nie ograniczyli się do jednej historii, biorąc pod uwagę, że zrobili film bazując na książce jest nietrafiony.
Pozostaje więc pytanie czy niechęć do "Atlasu chmur" wynika rzeczywiście z intelektualnego nieusatysfakcjonowania czy może po prostu z faktu, że oceniający nie zgadzają się z ideami, które prezentuje. Zastanawia mnie w tym kontekście Twoje zdanie na temat TVN24. Co ma TVN24 do "Atlasu chmur"? A poza tym, w którym miejscu jest mowa o tym, że dobre uczynki są obowiązkiem. Chyba dostrzegłaś w filmie więcej niż w nim rzeczywiście jest. Każdy nasz uczynek wywołuje jakieś konsekwencje i kształtuje rzeczywistość. Nikt nie stwierdza, że dobre uczynki wywołują dobre konsekwencje a złe wręcz przeciwnie. Sonmi z kolei walczy właśnie o indywidualizm i personalizm z kolektywną Jednomyślnością.
Chcę podkreślić, że nie należę do grona osób, które uważają film Wachowskich i Tykwera za dzieło supergłębokie i niosące w sobie treści, które są dostrzegalne tylko dla wysublimowanych umysłów. Przesłanie filmu jest proste. Podane jest rzeczywiście zbyt dosłownie. Ja się z nim akurat utożsamiam. Ale też nie ze względu na samo przesłanie oceniam "Atlas chmur" tak wysoko. Poszedłem do kina bez żadnych oczekiwań. W zasadzie nie wiedziałem nic o tym filmie przed seansem. Sposób opowiedzenia przedstawionych historii trafił w moje potrzeby.
TVN 24 został wspomniany jako odpowiedź na to, co zrobił walczaq, gdy wyciął połowę mojego zdania i umieścił w osobnym komentarzu w cudzysłowie świadczącym, że jest to całe zdanie. Nazwa stacji jest tu symbolem jakości całego dziennikarstwa polskiego, nie ma żadnego związku z filmem.
Poza tym, moje spostrzeżenia są efektem analizy logicznej głównego stwierdzenia padającego w filmie, czyli bodajże "nasze życie nie należy do nas". Jest ono niespójne z innymi ideami tam zawartymi, czyli m.in. dążeniem do wolności. To efekt niezrozumienia faktu, że taka Jednomyślność jest właśnie tworem rodzących się z ziarna takiego myślenia o swojej roli w społeczeństwie. Zawsze zaczyna się niewinnie, a potem trzeba obalać w imię wolności. To zdanie powinno brzmieć: wasze życie należy tylko i wyłącznie do was, nikt nie ma prawa wam go odbierać dlatego, że uważa, iż wie lepiej. Jak będziecie wiedzieli, że życie jest waszym największym skarbem to uświadomienie sobie, jak cenne dla innych jest ich własne życie, i nie będziecie chcieli go zniszczyć.
Tylko w ten sposób przesłanie jest spójne.
Ja to odebrałem zupełnie inaczej. To, że nasze życie nie należy do nas widzę jako połączenie między nami a przeszłością i przyszłością. Nie jako jakieś moralne zobowiązanie. Po prostu gdy skręcimy w prawo spotkamy zupełnie inne rzeczy niż gdybyśmy skręcili w lewo. A nasz wybór pociągnie za sobą cały szereg konsekwencji, które by nie zaistniały gdyby był on inny. A konsekwencje te prowadzą do innych wyborów i innych skrętów itd. I to jest dla mnie fascynujące.
Co do TVN24 to niechęć do tej stacji (bądź też „chęć”) jest wyznacznikiem podziału w naszym społeczeństwie, który, mam wrażenie, przekłada się na każdą sferę życia. Dlatego wzmianka o tym wywołuje moje wątpliwości bez względu na to że odnosi się do czyjegoś komentarza a nie do samego filmu. Poza tym uważam, że znalazłyby się lepsze symbole jakości naszego dziennikarstwa. Tyle, że w żaden sposób nie wiąże się to z „Atlasem chmur”.
A „Jednomyślność” powstaje nie jako prosta konsekwencja takiego czy innego myślenia lecz jest rezultatem narzucenia takiego myślenia przemocą. I zawsze tak było. Nie sama idea jest problemem tylko pojawiająca się od czasu do czasu chęć by potraktować ją literalnie i zmusić innych by nie tylko jej przestrzegali ale i wierzyli w nią.
Ależ oczywiście, że Jednomyślność jest konsekwencją pewnej idei, a narzucenie jej przemocą nie wzięło się znikąd, tylko jest wynikiem tego, że pewna odpowiednio duża grupa ludzi posiadająca środki ku temu tak mocno wierzyła w ideę, iż zdecydowała się ją wcielić siłą w życie i wcisnąć innym do gardła. To jest właśnie zawsze źródłem krwawych rewolucji i dyktatury. Właśnie ta chęć wspomniana przez Ciebie wywodzi się prostą drogą z określonego, niebezpiecznego stylu myślenia.
TVN wybrałam ze względu na paski na ekranie, na których preferowaną formą są bardzo krótkie wypowiedzi, przedstawiające skróty myśliwego i wycinki zdań, co właśnie zrobił wspomniany kolega. Nie znam lepszego symbolu.
Widziałeś film Przypadek? Ilustruje to, co próbuję tu przekazać. Pokazane są 3 różne drogi życiowe bohatera, każda z nich jest możliwa, a dzieją się w zależności od tego, czy bohater zdąży na pociąg czy nie i jak się zachowa na peronie. Nie znaczy to jednak moim zdaniem, że jest on niewolnikiem losu, tylko właśnie to, iż jesteśmy absolutnymi panami naszego życia i możemy je ukształtować bardzo różnie pod wpływem otoczenia. W dalszym ciągu to nasze wybory do tego prowadzą, nie możemy zrzucać odpowiedzialności na spersonifikowane pojęcia jak Los, Przypadek, Historia. Ale zgadzam się, temat jest fascynujący.
Po prostu inaczej rozumiemy to hasło, trudno. Szanuję Twoje zdanie.
Co do źródła Jednomyślności nie mogę się z Tobą do końca zgodzić. Oczywiście każda idea mająca na celu stworzenie "nowego człowieka" czy "nowego społeczeństwa" może przynieść tragiczne skutki. Tyle, że zwykle ci, którzy na siłę wcielają ją w życie narzucają innym zmodyfikowaną przez siebie, doprowadzoną do skrajności i zdegenerowaną wersję tejże idei. Czy jej twórca ponosi za to odpowiedzialność. Uważam, że nikłą albo żadną. Nikt rozsądny nie będzie obwiniał Jezusa z powodu krucjat czy dajmy na to wypędzenia Żydów z Hiszpanii. Dla ludzi "wprowadzających" idee w życie są one zwykle sposobem zdobycia władzy i metodą manipulowania społeczeństwem. I zwykle sami nie przestrzegają ich zbyt restrykcyjnie. Zatem ich mocna wiara w idee jest rzeczą dyskusyjną. Rewolucja październikowa nie była przecież żadną rewolucją tylko zwykłym zamachem stanu, który obalił rządy rewolucyjne. A jego powodzenie nie doprowadziło do zrealizowania idei, które stały u podstaw obalenia caratu lecz wprowadziło nową, zmodyfikowaną wersję samodzierżawia.
Ale oczywiście również szanuję Twoje zdanie i przyjmuję taką ewentualność, że mogę mieć rację, ale nie do końca.
Chyba nie widziałem "Przypadku". Muszę to nadrobić.
Ja też nie sądzę, że twórca pierwotnej idei ponosi jakąkolwiek odpowiedzialność za to, że ktoś utworzył swoją własną, zmutowaną wersję. Ale ta wersja staje się samodzielną ideą, i to jej twórca jest odpowiedzialny. Dlatego nie winię twórców socjalizmu utopijnego za to, że ktoś potem powiedział, że socjalizm trzeba wprowadzić rewolucją, a walka klas zaostrza się w miarę jej postępu. Ale to właśnie Lenin, jako twórca leninizmu jest za to odpowiedzialny, nikt inny. Tak samo to nie twórcy chrześcijaństwa są winni krucjatom, tylko papież Urban II jako twórca idei obrony chrześcijaństwa za pomocą zbrojnych wypraw i autor stosownej bulli w tej sprawie, wzywającej wszystkich do ruszenia na wyprawę.
Rewolucja październikowa była rewolucją, bo przemocą i w krótkim czasie zmieniła całkowicie ustrój społeczny i polityczny oraz prawo w Rosji. Podręcznikowa definicja rewolucji. Fakt, że poprzednia władza też była rewolucyjna nie ma znaczenia. Doprowadziła do wprowadzenia w życie idei swojego przywódcy, czyli Lenina, w swojej modyfikacji teorii Engelsa i Marksa. Wszystko zawdzięczamy ideologii.
Ludzie zdobywający władzę nie zawsze są cynikami zmieniającymi poglądy co sezon, w zależności od nastrojów społecznych. Tacy są mniej groźni, gdyż zawsze będą się choć trochę oglądać na opinię publiczną. Gorzej trafić na takiego, który święcie wierzy w swoją rację. Wtedy im bardziej szalona ideologia, tym bardziej ucina, przykrawa, odrąbuje i dociska społeczeństwo tak, żeby rzeczywistość dopasować do idei, podczas gdy cynik robi odwrotnie. Najbardziej drastyczny przykład szaleńca wierzącego w ideologię w wymiarze wręcz religijnym to Pol Pot i Hitler z drugiej strony.
Nie ma sensu spierać się o definicję rewolucji, bo można w ten sposób dzielić włos na czworo. Rewolucja październikowa nie była ruchem masowym, nie była związana z mobilizacją społeczeństwa. Była zamachem stanu przeprowadzonym przez bardzo wąską grupę i jej powodzenie było w zasadzie zaskoczeniem dla samych bolszewików. Ale oczywiście jeśli chodzi o skutki tego wydarzenia i przebudowę Rosji nazwa rewolucja jest adekwatna.
"Ja też nie sądzę, że twórca pierwotnej idei ponosi jakąkolwiek odpowiedzialność za to, że ktoś utworzył swoją własną, zmutowaną wersję. Ale ta wersja staje się samodzielną ideą"
Ta nowa wersja nie jest samodzielną ideą ponieważ następuje jednak ciągłe odwoływanie się do pierwotnego źródła. A poza tym w "Atlasie chmur" mamy do czynienia z takim właśnie początkiem idei. W związku z tym nie można winić Sonmi za ewentualne następstwa jej haseł.
P.S. Lenin akurat był cynikiem. Bolszewicy przed zdobyciem władzy głosili hasła, których nigdy nie mieli zamiaru zrealizować. Ale na takie hasła było akurat zapotrzebowanie w Rosji po rewolucji lutowej.