Dlaczego ten film ma tytuł Atlas Chmur czy możne ktoś ten tytuł wyjaśnić
Tak brzmiał tytuł utworu skomponowanego przez pianistę, ale czemu akurat tytuł tego utworu jest taki istotny to ja nie wiem. Podpisuje się pod Twoją wypowiedzią, sam jestem ciekawy znaczenia tego tytułu.
Skoro nie wiesz że "Atlas chmur" jest na podstawie książki Davida Mitchell , to ja nie wiem skąd ty masz tak ogromną wiedzę, by pouczać innych o przekazie tego filmu?.
Nie czytałem książki, ale za to obejrzałem film i co z tego? Historię i przesłanie filmu ogólnie zrozumiałem, co nie znaczy że posiadam wszelką możliwą wiedzę na temat każdej symboliki tego filmu. Nikogo nie pouczam, jakie jest przesłanie tego filmu- nawet nie napisałem jakie ono jest. W wcześniejszym temacie pisałem o tych co uważają film za beznadziejny, ponieważ dosłownie niczego nie zrozumieli w fabule, w przesłaniu filmu. Mam na myśli wypowiedzi "Ten film to katastrofa, bo niczego nie zrozumiałem" i właśnie to "niczego nie zrozumiałem" jest ich jedynym argumentem.
"Atlas chmur" to tytuł utworu, który skomponował Robert Frobischer. Poza tym na końcu opowieści o Zachariaszu i Meronym (ale w książce) pada tekst o "atlasie chmur", nie o "Atlasie Chmur". Tzn. Zachariasz obserwuje chmury, jak płyną po niebie i coś sobie roi o atlasie chmur, że to są jakoby dusze zmarłych.
Prawo Murphry'ego (nie mylić z Murphym): jeśli napiszesz komentarz, w którym krytykujesz czyjąś pisownię, to na 100% w tym komentarzu też pojawi się błąd :)
David Mitchell, o ile go dobrze zrozumiałam, powiedział że Atlas Chmur symbolizuje niezmienność ludzkiej natury - we wszystkich historiach przewija się motyw wykorzystywania słabszych przez silniejszych, tak zawsze było i będzie (książka jest dużo mniej optymistyczna niż film). Czyli ludzie to chmury, a atlas wskazuje te niezmienne wzory w ich zachowaniu. Czy coś takiego.
Ile ta książka ma stron? Bo jak poniżej 500 to może zaryzykuję, z czystej ciekawości. Jak powyżej - jest tyle rzeczy do przeczytania...
Mój egzemplarz - z przekładem Justyny Gardzińskiej i okładką taką, jak plakat filmu - ma 535 i pół :)
to tak na granicy progu mej wytrzymałości :) Przyznaję, że przymierzam się - z prostej ciekawości
Warto, ale powiem Ci szczerze, że w trakcie czytania rozdziału 1 chciałem to rzucić w kąt. Mitchell, opisując historię Adama Ewinga w połowie XIX w. posługuje się językiem właśnie z połowy XIX w. Więc jeśli nie masz w zwyczaju czytać literatury z tamtego okresu, to ciężko się na to przestawić (ja na początku miałem poważny problem - tak przez 20 stron).
Rozdział o Zachariaszu też jest specyficznie pisany, ale już zdecydowanie ciekawiej. Warto przeczytać - lepiej się rozumie film, a niektóre motywy są po prostu miażdżące :)
XIX wiek stworzył powieściopisarstwo - Dostojewski etc. Offi już mi pisała o tej różnorodności stylów Mitchella - literatura epistolarna itd. (mnie takie eksperymenty frapują), której Wachowscy wespół z Tykwerem chyba oddać nie potrafią. No chyba zajrzę do tej książki
To polecam jeszcze "Widmopis" tego samego autora, stron około 450, moim zdaniem lepszy od "Atlasu" :)