Na początku irytowała mnie mocno postać diabła. Dobry aktor potrafi odegrać tchórzostwo, poczucie winy, czy strach prowadzący do agresji. Tu mamy wybieg na skróty, diabła szepczącego od ucha. Ale po czasie dochodzę do wniosku, że diabeł ma kluczowe znaczenie dla interpretacji filmu.
Jeśli głównym bohaterem jest postać grana przez Toma Hanksa to mamy tu obraz pełnej przemiany. W poprzednich wcieleniach nie potrafił pokonać ciemnej strony swojej natury. Ulega chciwości i skrajnej agresji. Wyjątek to fizyk z elektrowni atomowej. Ale tu też mamy postać bardzo zagubioną. Wie o planowanej zbrodni, ale nie chce się narażać. Mamy tu jednak początek przemiany. W dyskusji przy skręcie słychać dylematy moralne, widać, że nasz bohater zaczyna myśleć inaczej. Dopełnienie tej przemiany jest na końcu. Pokonanie diabła jakim jest strach.
Wiem, że takie wnioski mogą być wynikiem tylko "reinkarnacyjnej" interpretacji filmu. I wiem, że jest sporo dyskusji czy film jest o reinkarnacji. Moim zdaniem nazwa reinkarnacja jest zbyt dosłownie (czyli błędnie) rozumiana w Polsce. Bo to nie chodzi, że będziesz żył wiecznie. Jak umrzesz to umrzesz. To chodzi o to, że energia, która jest tobą, w tobie nie umrze. I o to, że to jak tą energią się bawisz wpływa na to, co się z nią będzie działo w przyszłości. Pachnie filozofią Wschodu. Ale wystarczy słowo "Energia" zamienić na "Bóg" i mamy po chrześcijańsku :)
Wątek ze Starym Georgiem jest genialny. Upostaciowione zło, jako bagaż karmiczny tkwiący w Zachariaszu. Podobne procesy wewnętrzne są "Nędznikach" Wiktora Hugo, który opisując Jeana Valejana pokazuje go jako kogoś, kto po przemianie czyni dobro, którym jednak w wielu sytuacjach wyboru targają skrajne, uzależnieniowe, niskie emocje, w tym i chęć mordu .
Kojarzysz moment, kiedy Valjean ratuje Mariusa? Nie myślałam, że zobaczę to kiedykolwiek w innym, tak wyśmienitym wydaniu.
Pięknie jest się mylić w takich wypadkach :)