Film ogląda się jak połączenie kilku etiudek, gdzie żadna z nich (no oprócz historii wydawcy) nie
wyróżnia się niczym specjalnym i jest sztampowa. Powiązanie tych historyjek nie jest
wystarczająco silne i przesłanie wynikające z filmu jest mdłe i przewidywalne. Fabuła przynudza,
bo doskonale wiemy, co się zdarzy, bo historyjek tego typu jest już na pęczki. Połączenie kilku
czasów/historii miałoby być nowatorskie? W tym wypadku to przerost formy nad treścią. Jedyne co
zasługuje na pochwałę to gra aktorów, charakteryzacja i widoki z filmu. Koncepcja filmu z bardzo
kojarzyła mi się z też nie najciekawszym filmem (ale jednak lepszym, bo więcej o miłości <3)
"Zakochany Nowy Jork" choć tam było nawet więcej wątków zapadających w pamięć.
Dziękuję za uwagę.