Wiele negatywnych wpisow widze na jego temat - coz moge powiedziec, zal mi waszego braku gustu filmowego.
Film po raz pierwszy obejrzalem w samolocie, odrazu chwycil za serce. Dramat w pelni tego slowa znaczeniu, tyle ze z happy endem (co w prawdziwym zyciu rzadko sie zdarza) .
Film pokazuje cala game ludzkich emocji, ludzkich dramatow oraz piekna ktorego 99% z nas nie dostrzega na co dzien.
Nie wydaje mi się, że nie mam gustu filmowego, a jednak film średnio mi się podobał. Rzeczywiście pokazuje gamę ludzkich uczuć, ale jak ktoś tu już zauważył na forum film jest strasznie naiwny i trochę przesłodzony. [SPOJLER] Jakoś trudno mi uwierzyć, że chłopiec z ulicy dostał się do Juilliard School i mógł zagrać koncert z własną kompozycją. I właśnie wtedy odnaleźli go rodzice.
Nie ma filmów idealnych, ważne że czymś zachwyca, wybija się ponad filmową przeciętność albo po prostu jest super miodny... a drugiego takiego filmu jak August Rush nie dane mi było zobaczyć. Może mało widziałem, może to nie moje kino bo dramatów muzycznych raczej nie oglądam, ale jak dla mnie to naprawdę świetna, chwytająca za serce opowieść. Jasne że film jest odrobinę naiwny, ale kto szuka w dramacie muzycznym pełni realizmu i sztywnych faktów?
Kolego Agusst przepraszam że grzebię w Twoich filmwebowych kartach, ale czy według Ciebie Forrest Gump (którego oceniłeś na 10) nie jest równie co August Rush naiwny i trochę przesłodzony? Wiesz wydaje się dziwne, że historia Foresta wydaje Ci się ok, natomiast 10cio letni geniusz muzyczny przyjęty do Juilliard School to dla Ciebie coś niewiarygodnego.
Błagam. Forrest Gump to klasyka, cudowna wzruszająca opowieść nie mająca nic wspólnego z naiwnością za to wiele z magią której tutaj brakowało (mimo bardzo przyjemnej muzyki). August Rush to przeciętny filmiczek, który można obejrzeć i będzie miło, ale nic więcej. Co to za porównanie w ogóle.
Zgadzam sie absolutnie co do Forresta Gumpa, dokladnie, magia a naiwnosc to dwie rozne rzeczy. A August Rush byl zbyt przeslodzony, aby wzruszac.
Forest Gump jest wspaniałym komedio-dramatem, gdzie absurd i realność splatają się w ciągłą i spójną treść. August Rush to dramat, który przerodził się w tragifarsę, bo w kluczowych momentach dramatycznych wydaje się śmiesznie naiwny. Sorki, ale postrzał w tyłek Foresta Gumpa jest bardziej realny niż cały August Rush....
Mi by się bardzo podobał, gdyby nie to dziecko. Jakoś nie lubię Freddiego i w tym filmie mam wrażenie, że gra tam chłopca nie w pełni umysłu, który się ciągle szczerzy... Dziwna jestem, podoba mi się w tym filmie tylko plan drugi, czyli to co robią rodzice Evana/Augusta i reszta.
uważam ze film jest super i uważam ze jezeli uwazacie np koszmar z ulicy wiazów jest arcydziełem to macie nie po kolei w głowie
ten film jest boskiiii!!!!!!!!!!!!
a mi własnie odwrotnie. nie ciekawil mnie 2 plan czyli ci zakochani. najsmieszniejsze dla mnie bylo to ze oni sie nie znali (jeszcze Louis na tym 1 spotkaniu sprawial wrazenie groznego albo troche walnietego, ale to jest moje zdanie ! ) i to do seksu dochodzi, no to juz bylo przegiecie. za to jak młody wywijał gitrarze :D (wiem ze to bylo podstawione, swietnie to zrobili) . :)
oczywiscie Williams najlepiej zagral, to jest pewne.
Jak widać gusta są różne. Ale z tym pierwszym spotkaniem to się zgadzam - ta dziewczyna taka z dobrej rodziny, chłopak też niczego sobie, z ulicy raczej nie był, ale inna muzyka - inny styl życia, no, w każdym razie nie znają się, a tu zaraz ciąża... Dziwię się jeszcze, że ta dziewczyna raczej nie szukała ojca dziecka, tylko samego dziecka... Hm, widać mam inne priorytety : D
braku gustu filmowego?? Film jest kiczowaty i przewidywalny do bólu, kicz mogę wybaczyć, ale to, że jeszcze przed połową wiedziałam dokładnie jak się cała historia skończy - nie. Bardzo podobały mi się momenty w których chłopak tworzy muzykę ze zwyczajnych dźwięków, ale tempo w jakim zdobywał przyjaciół, dostał się z ulicy do Juilliard School, znalazł (cudownych) rodziców było po prostu zabójcze!
Zgadzam się. Dodam jeszcze, że gra aktorska była na żenująco niskim poziomie (oprócz Williamsa, ale on sam nie uratuje tego filmu).
utwór na końcu skomponowany przez Augusta, świetny ;D Film jako całośc może nie powala, jednak to w jaki sposób tworzy muzykę, jak się nią zachwyca coś pięknego. Rodziców naprawdę ma świetnych ;D
to po co go oglądacie... nie podoba się to nie... lepsze to niż jakieś głupie strzelanki lub komedie z typowym podknięciem się na siłę!!
wiecej takich filmów! :)
polecam wszystkim :D
takie filmy są po to, by pomóc oderwać się od codziennej rzeczywistości. Dlatego jest "naciągany i naiwny". Pomaga uwierzyć w dobro, że jest nadzieja na lepsze jutro, że wszystko się może zdarzyć...
zawsze lepiej iść się pomodlić do kościoła :P
oj .. ludzie - Dobranoc
film super i tyle! :D
Tak, zgadzam się, że nie dla każdego. Podobała mi się urokliwość spojrzenia na muzykę, a do tego sama muzyka.
Również kadry ciekawie prześwietlane - tak jak lubię.
Mhm, to jest bajka i oceniam jako bajkę. Jeśli ktoś chce taki film porównywać z "Ojcem chrzestnym" czy "Piłą" to..
dziwię mu się.
Miłego.
Kono86 popieram sądzę,że to naprawdę świetny film. Nie widzę w nim żadnej z cech którzy podają inni (antyfani??).Każdy ma prawo do oceny,ale jak cb bardzo denerwuje mnie to ,gdy ludzie szukają dziury w całym ,nie przyznają się do błędu i tego,ze coś było naprawdę dobre a z niewyjaśnionych powodów nie potrafią tego przyznać. O co wam chodzi? Myślicie,ze jesteście za bardzo dumni? Lepsi i dlatego sądzicie,że to nie wypał? Nie będę posługiwała sie faktem oceny filmu ogólnej,sami wiecie.Mogę wam sie wyadać chamska itp, ale ja rozumem to,ze ten czy inny film może wam nei przypaść do gustu, serio ale kto z was naprawdę tak sądzi? A kto gra nie wiadomo kogo? Każdy z nas ma prawo do powiedzenia co myśli i ja właśnie to robię.
"ale ja rozumem to,ze ten czy inny film może wam nei przypaść do gustu, serio ale kto z was naprawdę tak sądzi?"
Np. ja tak sądzę.
Najbardziej naturalną rzeczą w filmie jest to, że sierota bez rodziców swobodnie spaceruje po mieście, ale jest tak uroczy i tak utalentowany, że nikomu to nie przeszkadza. Ale to zapewne uznać można za czepianie się szczegółów, choć opierając historie na tej niedorzecznej sytuacji scenarzysta chyba przesadził...
Cała gama ludzkich emocji? Wybacz, ale się nie zgodzę. Uczucia, które mają grać, nomen omen, na widzu jak na instrumencie są przysadziste i nieadekwatne. Para na dachu, w kiczowatym i pełnym sztuczności dialogu (jak parodia Szekspira) zapada się w bezgranicznej miłości niczym strzałą amora przeszyta. Tęsknota i smutek ukazane jako niechęć do muzyki i muzyka jako język uniwersalny tak skończenie precyzyjny, że dusze ludzkie mogą się dzięki niej komunikować z matematyczną dokładnością. Leci powierzchownością, banalnością i stereotypem tak, że prawdziwych emocji mocno brak, a zostają tylko kolorowe obrazki symbolizujące emocje.
Odebranie dziecka matce przez fałszywy podpis jest samo w sobie sceną tak fałszywą, że odechciewa się oglądać dalej. Jak rozumiem intencję scenarzysty, ofiara nie otrzymała psychologa ani nie miała kontaktu z lekarzem, z pielęgniarką, z pracownikiem socjalnym, kimkolwiek... Nawet w naszej rodzimej służbie zdrowia sytuacja bardziej niż niedorzeczna. Dziwne zwyczaje tam mają w tym USA - nikt nie kwestionuje jednego podpisu kobiety w szoku, po wypadku, która nie zobaczyła dziecka, a już wiadomo, że go nie chce. Scen tak tragicznie przesadzonych można wyliczać tuzinami. Oprócz wątków miłości i tęsknoty żadne inne emocje nie zostały specjalnie wyeksponowane. Zresztą jak mówić o prawdziwości i tych uczuć i emocji, jak odbierać ten przekaz, gdy historia głównego bohatera do złudzenia przypomina niewyszukaną bajeczkę, gdzie uśmiech dziecka otwiera ludzkie serca. Taki Janko Muzykant w mocno zinfantylizowanej formie. Dla mnie dwoma szczytowymi osiągnięciami filmu w sprowadzeniu go do absurdu, poza błąkaniem się sieroty w krainie baśni, jest scena, gdy młody bohater opanowuje w kilka sekund zapis nutowy i tworzy utwór muzyczny na kilka instrumentów oraz sytuacja, gdy cała rodzina spotyka się na koncercie po 11 latach lecz z łagodnym uśmiecham, wsłuch.ując się w muzykę, stoją jak zaczarowani i kontemplują magię chwili. Pełni dziwnie ogłupiającej ich emocji muzycznej, pozbawieni emocjonalności w pozostałym zakresie. Takie sceny nie są prawdziwymi obrazami uczuć - to raczej trywializacja ludzkich emocji, sprowadzenie ich do prostych, wyizolowanych stanów. Ani krzty prawdziwych emocji w tym utopionym w lukrowym banale obrazie.
A na koniec: nie żałuj cudzych gustów filmowych, skup się na swoim. Widzisz - skoro musisz umniejszać zdolności odbiorcze innych to nie jesteś chyba w pełni przekonanych do swoich...
No lepiej bym tego nie ujęła, wytrzymałam 46 minut i nawet nie wiem dlaczego tak długo. Absolutnie nie podoba mi się głos Meyers'a, sposób w jaki on śpiewa, w ogóle, straszne...szkoda gadać. I proszę Was nie porównujcie tego filmu do Forest Gump'a bo to zbrodnia wymierzona w kino!!
happy end happy end'em
Jonathan Rhys Meyers grający na gitarze to absolutnie i definitywnie najlepszymi i najprzyjemniejszy moment w tym filmie. Ale to tylko dlatego, że ma takie zmysłowe usta. Teraz na poważnie.
Myślałam, że nie da stworzyć się bardziej absurdalnego, kiczowatego, niemożliwego i nieautentycznego filmu od propozycji typu "Historia o Kopciuszku", "Córka prezydenta" czy "2012". Myliłam się. Ten film przebił je wszystkie. Po obejrzeniu "Cudownego Dziecka" już nic mnie nie zdziwi, naprawdę.
Tu nie chodzi o wzruszenia, bo owszem, mi również łza zakręciła się w oku. Ale zaraz potem oprzytomniałam i zastanowiłam się, kto do cholery jasnej, pisał scenariusz tego filmu, wykładał na niego pieniądze a potem nakręcił! ten (parafrazując mgc2) lukrowy banał?! Za dużo słodkości, taka prawda. Można stworzyć genialny dramat, pełen wzruszeń a nawet z happy end'em bez zamieniania go w nierealny kicz!
Ludzkie emocje. Dobre sobie. Jedna noc na dachu. Miłość na całe życie. Ojciec podpisujący za córkę dokumenty adopcyjne. Chłopczyk geniusz. Matka znajdująca go pośród wielu ogłoszeń na tablicy w komisariacie. August gra z tatą na gitarze, nie wiedząc, że to jego ojciec. No i hit hitów. Para po 11 latach odnajduje się pod sceną (wśród tysięcy ludzi) na koncercie jednej z najwybitniejszych szkół muzycznych na świecie, gdzie (ow zgrozo!) dyrygentem jest ich dziecko, owoc miłości. To brzmi tak absurdalnie, że pisząc to zaśmiewam się do łez.
Ale bullshit.
Porównywanie tej bajki (inaczej nie mogę tego nazwać) do arcydzieł filmowych typu Forrest Gump jest ciosem poniżej pasa.
Dla wszystkich ludzi posiadających jako takie pojęcie o kinie.
mgc2, stawiam Ci wirtualne piwo za Twoją wypowiedź!
P.S Robin Ty lepiej wracaj do swojego "Stowarzyszenia Umarłych Poetów" czy "Buntownika z wyboru". Takie role to nie dla Ciebie.
nie przepadam, za tego typu ckliwymi filmami, ale ten wyjątkowo mi się podobał. Nie jestem w stanie stwierdzić dlaczego...
Też nie przepadam za takimi filmami i zgadzam się z opiniami mgc2 i ewelinki_p, ale ten film też mi się podobał.
Ja akurat wiem dlaczego.
Urzekła mnie niesamowicie gra Freddiego i muzyka w tym filmie była piękna.
prawda! Muzyka to najmocniejszy atut tego filmu, zgadzam się w 100 procentach. Nawet uliczną grą na gitarze małego Augusta byłam zachwycona.
Tylko muzyka, żeby było jasne:)