Jestem w transie. Transie filmowym. Mój syn zarzucił mnie dziesiątkami filmów. To nowe doświadczenie. Może kiedyś, na studiach jeszcze, fundowałam sobie takie nocne maratony filmowe bo kino na Lumumbowie, osiedlu studenckim w Łodzi, mieliśmy obok akademika. Do dzisiaj zostały we mnie niemal wszystkie filmy z Romy Schneider, które obejrzałam wtedy po raz pierwszy.
Film to wrażenie, bez rozkładania na czynniki pierwsze. Dobrze to ubrać w słowa , ale one czasami odzierają z magii. Jeśli jednak film trafia w moją wrażliwość i zostawia we mnie ślad , wyryty rowek to znaczy , że spełnił swoje zadanie.
Przez ostatni tydzień zobaczyłam tyle filmów, że cała jestem rozedrgana od nadmiaru wrażeń. Czasami film to również wiedza o ich twórcach. Dostaję gotowy produkt i zawsze zastanawiam się kto tak naprawdę miał największy wpływ na całą konstrukcję.Scenarzysta, reżyser, montażysta, kompozytor muzyki, aktorzy?
Trudno osiągnąć idealną harmonię wśród tylu różnych komponentów. Rzadko to sie zdarza. Może takim filmom jak "Pożegnanie z Afryką", " Amadeusz"? Co Wy na to?
Na razie trawię 20 najnowszych pozycji. Strasznie miłe uczucie. Polecam.