Mocno średni film. Pierwsza godzina, może ciut więcej, to najgorszego rodzaju humor, który można zobaczyć tylko w hollywoodzkich produkcjach - kretyński humor, gagi - niemalże gorzej, niż comedy central. Nic dziwnego, że ten film tyle trwał. Gdyby usunąć z niego bezużyteczne sceny i momenty - czyli mniej więcej pierwszą godzinę - to mielibyśmy normalnej długości film.
Bardzo dużo nieścisłości. Nie jestem aż tak obeznany w komiksach i w kanonie Marvela, ale z tego co mi wiadomo, jedyną osobą, która mogła unieść młot Thora była Czarna Wdowa. Nie pamiętam, żeby było tam używanie mocy boga piorunów. Dlatego tym bardziej byłem zaskoczony, jak CA zaczął machać młotem, jak gdyby nigdy nic i w dodatku używał mocy takiej samej jak Thor. Może jest to zgodne z kanonem, ale i tak wyglądało to... bardzo dziwnie.
W IW Thanos został prawie pokonany dwukrotnie i to jak miał kamienie. W Endgame mieli problem, żeby powalić go z Captain Marvel (całe szczęście, że była może maks 15 minut na ekranie, tragiczna postać + fryzura. Dobrze, że nie chciała porozmawiać z menagerem Thanosa), podwójny Thor nie dał rady, nikt! mu tam nie dawał rady. Dosyć spora nieścisłość logiczna, niestety, mocno rzucająca się w oczy.
To, jak Tony dowiaduje się, jak korzystać z teleportacji w kwantum (nie wiem jak to po polsku nazwać, oglądałem po angielsku w NL) było dosyć... naciągane? Znaczy, coś tam powiedział do tego swojego robota (nie pamiętam jej imienia, Avaris? Cholera wie, przepraszam) i bum! Mamy to.
Całe szczęście, film gdzieś tak od połowy zaczyna dawać radę. Widzimy już jakąś akcję - a przyznajmy, tego oczekiwaliśmy od uwieńczenia całej historii Avengersów - już coś zaczyna się dziać. Niestety, logika w niektórych sytuacjach wciąż dosyć mocno kuleje. Jako przykład podam scenę, kiedy cała banda naszych cudownych bohaterów biegnie z rękawicą do tej małej ciężarówki. Pytanie, skąd wiedzieli gdzie jest? Walili na oślep i jakoś się tak zdarzyło, że biegli w dobrym kierunku. Fart roku.
Na pewno jestem zadowolony ze śmierci - czy jak to pewnie wolicie nazwać poświęcenia - Starka. Nigdy nie lubiłem Iron Mana, szczególnie w ostatnich filmach, w IW oraz Endgame. Nadmuchany pajac, który nie potrafi przyznać się do błędu. Ot, taki ekscentryczny bogaty burak.
Dałem 6/10. Spodziewałem się o wiele więcej, dobre momenty pojawiają się dopiero po połowie seansu.
A no i zakończenie wątku CA. Bardzo przyjemnie zrobione, miałem nadzieję na takie właśnie zakończenie, tylko myślałem, że użyje tego zielonego kamyka, Time Stone? No ale ten cały płyn w fiolce od Ant Mana (nie oglądałem obu filmów z nim) też fajna opcja.
Pozdrawiam serdecznie.