Wiecie, co jest najgorsze w oglądaniu premier w kinie? Nie, nie klimatyzacja ustawiona z jakiegoś powodu na temperaturę ujemną, podczas gdy widz ma na sobie cienki podkoszulek, bo na zewnątrz jest prawie 30 stopni. Nie, nie są to też ceny lub konieczność oglądania w konwertowanym 3D tudzież konieczność wysiedzenia prawie 3 godzin bez przerwy na łazienkę.
Najgorszy jest ten moment, gdy siedząc w kinie zobaczymy scenę tak wspaniałą, że aż mamy ochotę płakać z radości i chcemy ją obejrzeć jeszcze raz... Ale niestety, na YouTube jeszcze jej nie ma. I nie będzie jeszcze przez kilka miesięcy. A kolejny seans kosztuje... Na dodatek za 5 minut widzę kolejną tego typu scenę. I znowu zgrzytam zębami z wściekłości, że nie mogę jej obejrzeć jeszcze raz. Ale film nie patrzy na mnie i na fakt, że robię się coraz większy i zielony, i nadal funduje mi do oglądania kolejne niesamowite sceny...
Przed seansem "Avengers" jak mało który film budził we mnie negatywne emocje (ustępując chyba tylko kolejnym projektom Hanekiego). Jego idea polegała na zebraniu kilku najsłabszych superbohaterów jakich wymyślono (mam na myśli filmy o nich, nie komiksy) i wrzuceniu ich do jednego filmu - efekt takiego działania był z góry wiadomy. Zanim można było nakręcić "Avengers", trzeba było zrobić oddzielne filmy o większości członków tej grupy, i wszystkie miały podobne wady: nie były efektowne, miały słabych antagonistów, superbohaterowie nie byli ani trochę super (częściej irytowali), a także nudziły. Thor przybył na Ziemię, by zakochać się w Natalie Portman i to tyle. Iron Man jeździł w Formule 1 i urządzał imprezy po pijaku. Hulk - jego filmy były tak dawno temu, że ich nie pamiętam. Czarna wdowa miała krótki epizod w drugim "Iron Manie", stanowiący jedną z dwóch scen akcji w całym filmie. Hawkeye w ogóle się wcześniej nie pojawił. Kapitan Ameryka z kolei przez większość filmu był chuchrem, a gdy już go nadmuchali to robił za maskotkę.
Żadna z tych postaci nie dokonała czegoś heroicznego, nie stawała przeciw zagrożeniu któremu tylko oni mogli stawić czoło. Filmy te nie były emocjonujące, nie były efektowne, po prostu nie były dobrą rozrywką. Czasami udawał się w nich dowcip, jak w "Kapitanie..." lub pierwszym "Iron Manie", ale to za mało jak na filmy o superbohaterach - przecież taki tytuł do czegoś zobowiązuje, prawda?
"Avangers" też sprawiał wrażenia, że nie będzie dobrym kinem akcji. Głównym przeciwnikiem jest tu Loki, który w pierwszym "Thorze" głównie był smutny, bo go ojciec nie kochał - nie za dobry materiał na antagonistę, prawda? Ale za to przynajmniej jest akcja za akcją - pościg, wybuch, dwie bójki. I to w ciągu 10 minut, czyli tak na oko było tego więcej niż w poprzednich 5 czy 6 filmach Marvela razem wziętych. Na dodatek sceny te są pomysłowe i efektowne, więc już po obejrzeniu początku można mieć całkowitą pewność, że "Avengers" będzie prezentować poziom wyższy od tamtych produkcji. I właściwie spełnia tę obietnicę.
Film fabularnie prezentuje się następująco: zagrożenie z kosmosu nadchodzi, wcześniej wykradając nam pewną technologię, którą gdy tylko się opanuje - nie będzie miała sobie równej na całej Ziemi. Nick Fury z ramienia S.H.I.E.L.D. postanowi aktywować grupę Avengers, by ci odzyskali skradzioną technologię.
Z innej polskiej recenzji tego filmu mogłem się dowiedzieć, że Avengersi to nie bohaterowie tylko cienkie bolki, które bardziej od ratowania planety interesuje ustalenie, który z nich jest fajniejszy. Prawda jest taka, że ponad 2/3 filmu faktycznie jest poświęcone na rozwiązywanie konfliktów wewnątrz grupy, jednak te problemy są bardzo wiarygodne i dojrzałe, bo dotyczą natury bycia bohaterem lub zastanowienia się, czemu S.H.I.E.L.D. powołało ich akurat teraz...
Uprzedzając wątpliwości, półtorej godziny czasu ekranowego zajmuje połączenie grupy ludzi w drużynę będącą gotową zasłonić jeden drugiego niczym tarczą - ale to wcale nie oznacza, że w tym czasie nie będzie scen akcji - będą, i to tak wspaniale zainscenizowane, że nawet nie będę ich tutaj opisywał. Będą pościgi, wybuchy, bijatyki, eksplozje, strzelaniny, pojedynki - wszystkie na wysokim poziomie.
Wszystkie będą też uzasadnione fabularnie i konsekwentnie dążą do wielkiego finału w którym obejrzałem najwspanialsze sceny akcji jakie w życiu widziałem. A może należące tylko do czołówki, nie jestem pewny na 100%. W każdym razie: dwudniowa bitwa o Minas Tirith, szukanie horkruksów w Pokoju Życzeń, pościg na autostradzie z drugiego Matrixa, wybuch pociągu z "Super 8", końcówka "Szklanej pułapki"... I właśnie 40-minutowy finał "Avengersów". Na takie sceny czekałem od zawsze, właściwie gdy tylko usłyszałem czym są efekty specjalne - dzięki nim wszystko można wysadzić lub zburzyć, można stworzyć nowe maszyny i gigantyczne statki, przez miasto może przelecieć cała armia, akcja może się dziać na ziemi i w powietrzu, na ścianach, wewnątrz budynków i na ich dachach. Wszystko to może się rozgrywać jednocześnie a skala działań może być tak ogromna, że żeby to ogarnąć pojedynczym spojrzeniem trzeba będzie spojrzeć z dużej odległości albo... pokazać wszystko w jednym, długim, markowanym ujęciu... Niestety, nie mogę pisać konkretniej. Ale wszystko co opisałem jest w tym filmie. Sceny stworzono z olbrzymią wyobraźnią i kreatywnością, a samo myślenie o nich sprawia, że mam dreszcze. Były wspaniałe, po prostu.
Każda z postaci zrobi w tym filmie coś heroicznego, dokona czegoś, i nawet jeśli chodzi o rozwój postaci lub relacji między nimi to też będzie się sprawa rozwijać. Takich rzeczy nie było w kinach chyba od drugiego Spider-Mana i sceny z pociągiem, w której Parker aż zemdlał z wysiłku - to było heroiczne, i czekałem 8 lat był zobaczyć kolejną taką scenę. Było warto, bo dostałem ich od groma. Również jeśli chodzi o samych bohaterów sytuacja uległa zdecydowanej poprawie względem filmów poświęconych tylko im - w "Avengers" zyskali na charakterze, są teraz bardziej ludzcy i ciekawi. Nieważne, czy obserwowałem ich na polu bitwy czy w dialogu - z każdą kolejną sceną lubiłem ich wszystkich coraz bardziej. A przypomnę, przed seansem gardziłem wszystkimi równo. Finalnie również Loki zyskał w moich oczach jako czarny charakter, który nawet zamknięty w szczelnym pomieszczeniu jest groźny i zdolny by zranić, jeśli tylko się do niego zbliżyć.
Ostatnią główną zaletą jest humor - inteligentny, zróżnicowany i śmieszny niezależnie od sytuacji. Nieważne, czy objawi się w formie riposty, dialogu, żartu sytuacyjnego czy tekstu powiedzianego do samego siebie - zawsze wywoływał u mnie uśmiech. A to duża sztuka, szczególnie z uwagi na fakt, że nie ma tu 5 minut bez co najmniej kilku żartów!
Pewnie zauważyliście, że nie piszę o wadach - jakieś były, żeby była jasność. Jest też kilka rzeczy, które chciałbym by zrobiono inaczej lub lepiej. Jednak ten tekst i tak jest długi, a ja wcale nie mam ochoty kończyć pochwał, a co dopiero pisać o jakichś detalach jak te pojedyncze błędy. Wolałbym napisać o podkładzie muzyki klasycznej w jednej ze scen lub wprowadzeniu postaci, lub wejście Thora do tej historii... Proszę państwa, dostaliśmy wspaniałe kino akcji do którego teraz będziemy równać wszystkie następne. Nowy poziom kina rozrywkowego - napakowanego efektami, humorem, patetycznymi ideami o jednoczeniu się, nie poddawaniu się "tym złym" którzy chcą nami rządzić, ochranianiu bliskich, po obejrzeniu którego wszyscy mężczyźni gromadnie odwiedzą siłownię, a kobiety... Hm, w zasadzie to nie wiem, co one zrobią. Kogo to obchodzi - "Avengers" rządzi, i jeśli przez następne 10 lat nie zobaczę kolejnego równie udanego filmu, a "Niesamowity Spider-Man" mnie zawiedzie - nie będzie mi smutno. Bo mam "Avengers".
8+/10.
PS.Jak wyjdzie na dvd/br to dokonam pełnego tekstu, opisującego dokładniej cały film.
Ulubione żarty:
1. podjechanie Bannera na tym motorku na początku finału, tuż przed przemianą w Hulka.
- "Ustaw się w kolejne" - Sokół.
- "Jeśli to wciąż aktualne... to bym poprosił tego drinka" - Loki.
- "Gimme minute" - Ameryka
- "How about that" - Iron Man
- "Cóż, panie Władza, daj znać jak będziesz chciał poczytać albo coś" - Nick Fury
- "A więc tak to działa" - Agent Phil.
- Dawanie sobie z dyńki w pojedynku Thor vs Iron.
- "Hulk... SMASH" - Ameryka.
- Staruszek który odnalazł gołego Bannera.
- "...Słucham?" - Loki.
- "Na jakie on imprezy chodzi?" - Scarlett.
Ulubione sceny:
1. jedno markowane ujęcie
1. końcówka z bombą
1. i cała reszta finału
4. podniesienie się statku.
Ja mam na szczescie swietna kopie na komputerze takze cofam te fajne momenty kiedy chce ;)
Dla mnie nie do pobicia scena, jak Thor przed wszystkimi broni Lokiego na koniec dodając: "To mój brat". Ktoś od powiada: "Ale on w 2 dni zabił ponad 80 ludzi!" Thor: "Jest adoptowany" :D Dużo lepiej ten dialog brzmi po angielsku (zwłaszcza ton Thora w ripoście)
Thor: Nie możecie tak o nim mówić. Pochodzi z Asgardu, i jest moim bratem.
Natasha: Zabił 80 ludzi w dwa dni.
(chwila pauzy)
Thor: ..Jest adoptowany.
:) Nie licząc reakcji tłumu na ripostę Thora i postawy Scarlett gdy mówi swoją kwestię, to tyle.
Kolejna świetna scena, jak Loki chce zrobić z Tonym Starkiem to co z Hawkeye'm i Selvigiem, ale trafia na reaktor w jego klacie i jest tylko "brzdęk". No i riposta Tony'ego "to się zdarza jednemu na pięciu mężczyzn..." czy jakoś tak. To mnie rozłożyło :D
Loki: Hm... Zazwyczaj działało
Tony: Nie krępuj się. Każdemu się zdarza.
Oczywiście bez ich mimiki i reszty otoczki to nawet w połowie nie jest tak śmieszne. Świetny humor w stylu Nostalgia Critica i Scrubs.:)
Errata (spoiler):
Kwestia postaci Hulka - najpierw jest powstrzymywany przez Bannera, potem się zamienia z powodu... Walnięcia statku? I wpada w szał, nie odpowiadając za swoje działanie. Bije Natashę i robi rozp&zd z połowy statku w walce z Thorem (lol, biją się samolotami + świetne ujęcie jak Hulk próbuje podnieść młot ale wgniata go w ziemię :) Potem zmienia się w Bannera, idzie na finał i tam już kontroluje swoją przemianę? To jednak spory błąd (lub jak kto woli: dziura), więc albo coś przegapiłem, albo czekam na DC... Na którego i tak czekam.:) Koniecznie !!
Kolejny zabawny dialog do archiwum, jak Tony Stark mówi o szczegółach maszyn, Benner się z nim zgadza i wtedy:
Tony: No, nareszcie ktoś tu mówi po angielsku!
Ameryka: To było po angielsku?
I niedługo później, dialog dotyczący tego, że Thor nie zna Ziemi a Ameryka nie zna współczesnych czasów. Ktoś coś powiedział bodaj o kotach, jakąś metaforę czy przysłowie:
Thor: Kot? Co to kot?
Ameryka: O, ja wiem!
jaki blad? Loki daje sie zlapac, zeby ich ze soba sklocic, pierwsza przemiana jest przygotowana przez magie. gdy prowadza Lokiego do klatki widza sie przez chwile z Brucem i widac po zachowaniu Bannera ze cos sie stalo. a w czasie pyskowki laska Lokiego emituje jakies dzwieki i jest dosyc sugestywne ujecie z laska na pierszym planie. a za drugim Hulk juz wie (bo Banner wie), ze Loki nim manipulowal wiec go chce dojechac. dodatkowo z IH wiemy, ze Bruce moze nakierowac Hulka na pewne dzialania.
Czyli dlaczego za działania na statku nie bierze odpowiedzialności?
Z tą magią to faktycznie może być racja, jak oglądałem to myślałem, że tylko emitowała dźwięk by można było namierzyć gdzie jest Loki i go uratować.
mi sie wydaje, ze to wszystko wplynalo. Widow go denerwowala od poczatku, Fury klamal, robil bron i mial klatke na Hulka, co widac bylo, ze Brucowi sie nie spodobalo, zrobila sie awantura i poziom stresu byl wysoki, dodatkowo Loki rzucil urok na Bannera, doszedl wplyw laski, byl ten wybuch i upadek ze znacznej wysokosci (pewnie bolesny)... i oberwalo sie wszystkim dookola. a ze laska przy okazji naprowadzala Hawkeya, to tez fakt- Bruce mowil, ze to skomplikowany gadget i zeby dowiedziec sie o co w tym chodzi musial by ja badac przez miesiace.
A ja w skrócie. Komiksy kocham, Marvela lubię, generalnie z całej tej plejady bohaterów kocham tylko Iron Mana za naukowe podejście do tematu i fajnie nakręcone dwa kawałki o nim, reszta hirołsów mnie nie interesuje :P Na początku odmówiłam pójścia na ten film, bo wszyscy razem w worku to już za dużo, ale ocena 8,3 dała do myślenia i faktycznie nie czuję niedosytu, jak np. po ostatnio oglądanym "In Time". Dobry kawałek akcji, sporo efektów, ale fabuła ma ręce i nogi i fajnie się to ogląda.
Loki: Nie działa
Tony: Nie martw się, każdemu się zdarza, stres, nerwy, co piąty mężczyzna...
ŁUP!
Świetna scena ;D
"dostaliśmy wspaniałe kino akcji do którego teraz będziemy równać wszystkie następne"
dokładnie, też tak uważam. Film przekroczył pewne ustalone do tej pory granice i zapoczątkował coś nowego. Po wyjściu z kina miałam wrażenie, że filmy wprowadzające były zrobione na siłę, bo wszyscy szykowali już Avengers. Film z takimi ocenami i opiniami może łatwo zawieść oczekiwania, ale jednak nie zawiódł. Wszystko odpowiednio wyważone, znakomite dialogi, humor i oczywiście efekty, muzyka, gra aktorska. Film rewelacyjny. Producenci podnieśli sobie bardzo wysoko poprzeczkę!
Oj, zdecydowanie przekroczono granice, przynajmniej dwie: skromności oraz świadomości tego, co się przedstawia. Tutaj jak mamy wybuchy, to mamy ich mnóstwo i wszystkie zachwycają. Na potrzeby "Transformersów" stworzono skomplikowane modele robotów które pojawiają się na 2 minuty, albo ucina się kadry by teoretycznie wspaniałe widowisko pokazać jak najmniej efektownie (to akurat mój zarzut do "Incepcji" też). Tutaj wiedzieli, że trzeba też umieć zaprezentować, że w tym temacie też potrzebna jest wyobraźnia - i to zrobili. Wsadzili te długie ujęcia, panoramy, zapieprzali za Iron Manem przez miasto, przebijali się przez budynki a na końcu jeszcze wymyślili kluczowe ujęcie z kamerą okrążającą Avengersów tuż przed wielką bitwą.:) Miód!
"Wsadzili te długie ujęcia, panoramy, zapieprzali za Iron Manem przez miasto, przebijali się przez budynki a na końcu jeszcze wymyślili kluczowe ujęcie z kamerą okrążającą Avengersów tuż przed wielką bitwą"
I dlatego już z niecierpliwością czekam na wydanie dvd, żeby się tym scenom dokładniej przyjrzeć i podziwiać szczegóły :-)
Transformersów widziałam dawno, także się nie wypowiadam. Ale offtopując - czemu myślisz tak o Incepcji? Tamtejsze efekty też mnie wgniotły w fotel ;-)
Nie myślę tak o całej Incepcji, jedynie o scenie w której "składano" miasto. Nie pamiętam dokładnie o co mi chodziło (musiałbym poszukać), ale przeszkadzało mi, że pokazano to tak z bliska co trochę psuło efekt. Sam film świetny.:)
Ja czekam na wieść o DC. Doug Walker wspominał, że wycięto z filmu 2h materiału, co brzmi obiecująco!
Dir Cut będzie dłuższy o jakieś 40 minut. Whedon wspominał przed premierą, że długość jego wersji zamknęła się w 3h, ale materiał uległ obróbce z wiadomych względów.
Żeby już nie powtarzać po poprzednikach powiem tylko że mnie podobała się jeszcze ta scena gdy Hulk i Thor rozprawiają się z wszystkimi przeciwnikami na około po czym staja tacy zadyszani ramię w ramię koło siebie, chwila ciszy i Hulk nagle *JEB!* w Thora i ten jego uśmieszek zadowolenia po fakcie ^^ Co do Pana Zielonego to pamiętam że byłam lekko zawiedziona że jednak nie zagra go ponownie Edward ale Mark też daje radę :)
Widziałem to nawet na 9gag w formie gifa... Nieznalazłem go, musiałem użyć google'a:
http://4.bp.blogspot.com/-MBsLOiM5jzA/T59tayqJNZI/AAAAAAAAOxs/1R7DwtFi8DI/s640/H ulk-punches-Thor-XD-the-avengers-30656412-320-240.gif
Przy okazji znajdując coś takiego:
http://www.9e3k.com/scifi/15-smashing-avengers-gifs-marvel/
http://chzgifs.files.wordpress.com/2012/05/funny-gifs-hulk-vs-loki.gif
Rany... To jest dokładnie wszystko to, co chciałam powiedzieć po wyjściu z kina, ale z nadmiaru emocji nie potrafiłam się składnie wypowiedzieć. Szczególnie, że po akcji z adoptowanym bratem śmiałam się przez 10 minut. Respect!
I bardzo dobrze. Niech się młodzież nauczy pisać posty na forum zamiast dawać "1/10 kupa - nie podobało mi się" i koniec.
Zacząłeś robić z siebie idiotę pod moimi wypowiedziami.
Filmweb na to pozwala, to ja też.
Podbijam. Szkoda żeby taka dobra recenzja się kurzyła.
Osobiście bardzo się cieszę, że film skupiał się głównie na relacjach między bohaterami, udowadnianie każdemu z osobna, że nie jest pępkiem świata wyszło zdecydowanie na plus. Taki rodzaj kina to trochę nie moja bajka, ale Avengers mi się bardzo podobało. Nie wytrzymałabym dwóch godzin rozpierduchy :P
Fajnie, że wspomniałeś o klasycznej muzyce służącej jako podkład w wiadomym momencie. Też zwróciłam na niego uwagę, był świetnie zrobiony. Nad rewelacyjnymi scenami się nie będę rozwodzić, zbyt dużo ich.
Wspomnę tylko dwie rzeczy które mi się nie podobały. Pierwsza to nieszczęsne 3D, którego nienawidzę i od którego już się zapewne nie uwolnię. Druga, to okropne spłycenie postaci Lokiego. On naprawdę ma potencjał, a jego rolę sprowadzono do kwestii "władza, władza, władza, klękajcie narody". :/ Wielka szkoda, bo choć nie miałam zbyt wielkich wymagań co do tego filmu i nie czekałam na niego z utęsknieniem (byłam w kinie w zeszłym tygodniu dopiero:P), liczyłam, że trochę inaczej go poprowadzą. Chociaż i tak Tom Hiddleston świetnie zagrał, dzięki jego mimice i zachowaniu na Lokiego patrzy się trochę z pobłażaniem, jak na buntującego się nastolatka. Ja przynajmniej miałam ochotę załamać ręce nad jego głupotą: ot, wplątał się w coś chłopaczyna i się nie może wyplątać :) W Thorze kibicowałam mu gorąco :P Tam przynajmniej jakąś głębię miał, myślał w odróżnieniu od całej reszty i jego postać nie sprowadzała się jedynie do bycia "tym złym".
Loki to taki standardowy antagonista ze "Street Fightera" któremu się nudzi więc podpala własny dom albo chce przejąć władzę nad światem. Ale aktorsko już jest dużo lepiej...
A podbijać już nie trzeba, recenzja z jej wszystkimi błędami została zaakceptowana przez Dorotę. Już można minusować bez uzasadnienia (tzn. zawsze jest ten sam: "garet jest gópi i go nie lubię") ~~