Fincher potwierdza raz jeszcze, że od strony technicznej jego filmy są bez zarzutu. Zielonkawy obraz, ciekawe zastosowanie efektów świetlnych i specjalnych (tych drugich czasem jest za wiele) i ogólnie sam obraz - cieszą oko swoim mrokiem. Jednak tego można sie było spodziewać po twórcy rewelacyjnych i pod względem wizualnym "Siedem", "Gry" i "Podziemnego kręgu" - gorzej w przypadku tego dzieła jest z historią.
Jest ona mocno wyeksploatowana przez wielu poprzedników Finchera, z tym że nie miał on jakiegoś wielkiego atutu fabularnego, aby widza czymś zaskoczyć. Owszem, przez pierwszą godzinę oglądałem "Panic room" ze sporym po prawdzie zainteresowaniem, jednak stopniowo, kiedy akcja szła w stronę konwencjonalnego kryminału - zacząłem wypatrywać końca.
Sama forma to jeszcze za mało, podobnie jak w wypadku świetnych ról Foster i Whitakera, którzy znacznie uczłowieczają dość papierowe w sumie postacie.