Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym. Może policjant-bystrzacha nie dał się łatwo spławić i czatował pod jej domem, a jak zobaczył, że gościu skacze po murze, to wezwał posiłki i interweniował? Dla mnie dziwne jest, dlaczego ta policja tak długo jechała. Bandziory zdążyliby obrabować dom i spalić pół dzielnicy, a ich nie ma.
Może sąsiedzi znów się wkurzyli na hałas i zadzwonili po policjantów. Albo patrol, który do niej wcześniej zaszedł czegoś się domyślił, mimo że wszystkiemu zaprzeczała, i uznał, że lepiej dmuchać na zimno.