Wciągu ostatnich lat było niestety takich filmów od cholery więc pomysł nie jest specjalnie oryginalny. Ot, spleść ze sobą losy kilku życiowych rozbitków i pokazać parę dni z ich życia- kojarzy mi się to z "21 gramów" czy "22 października" a wiele osób jeszcze wspomina o podobieństwach do "Crash". Do tego sceny "wzruszające" bardzo typowe dla amerykańskich filmów, choćby ograny motyw spotkań zmarłych osób po śmierci w pięknym miejscu (niebie). Ale jest w tym filmie kilka niezłych scen, doskonale podkreślonych muzyką, jest niezłe aktorstwo, no i przeszłość bohaterów poznajemy bardzo stopniowo, co pogłębia naszą ciekawość. Dla tych którym nie przeszkadza schematyczność amerykańskich dramatów film będzie na pewno rarytasem. Dla mnie jest zaledwie niezły.