Jak w tytule. To ojciec Samuela? Ale dlaczego ich tak nękał? ?
Moja interpretacja: kobieta nie mogła się pogodzić ze śmiercią męża, dlatego nie mogła też do końca zaakceptować swojej miłości do syna (jego urodziny wiążą się w jej głowie ze śmiercią ukochanego). Można powiedzieć, że tkwiła w rozkroku - między śmiercią (by dołączyć do ukochanego męża), a życiem (by dbać o ukochanego syna). Jej stan rozdwojenia pogarszał się wraz ze zbliżającą się rocznicą śmierci męża=urodzinami Samuela. Babadook więc był tutaj tylko projekcją jej strachu, rozdwojenia, metaforą na wewnętrzną walkę, która toczyła się w niej samej (psychoza). Syn okazał się bardzo empatycznym dzieckiem - mimo oczywistego strachu był gotowy bronić matkę przed nią samą, dlatego też - mimo że się bał - ciągle prosił ją o czytanie bajek o potworach, by móc się przygotować do walki z najgorszym. Ostatecznie pomógł jej pokonać jej wewnętrznego potwora, ale on nie zniknął, tylko został dobrze ukryty i co jakiś czas dopomina się o haracz. Po obejrzeniu filmu odczułam ulgę, bo miałam wrażenie, że kobieta wyszła z tej walki zwycięsko. Teraz jednak uświadomiłam sobie, że to może być tylko na rok, że dla tego małego to nie była już chyba pierwszyzna.
Interpretacja miałaby sens gdyby nie to, że to Samuel widział pierwszy Babadooka.
Nie neguję tego, że książka o Babdooku istniała. Może tak było i na niej zafiksowała się chora psychika Emily. Wyobraźnia dziecka przeciążona opowieściami o potworach mogła mu podsuwać nocne wizje i strachy, to wydaje się zupełnie normalne. Jak dla mnie - Babadook to tylko bohater książki, potwór z wyobraźni i wytwór psychozy.
Książka istniała i została napisana przez matkę ;)
Pamiętaj, że we "wcześniejszym życiu" była autorką książek dla dzieci.
A przerażone dziecko zaczęło utożsamiać oszalałą matkę z potworem z dzieciństwa, bo było to prostsze niż zrozumieć, że to cały czas ona.
ja bym się pokusił, że Babdook był demonem. Wykorzystał słabą psychikę Emily i zawładnął jej ciałem, Samuel jako 6-latek oczywiście nie mógł wiedzieć, że to demon, jako dziecko wierzył w potwory, które czaiły się pod jego łóżkiem.
bardzo ciekawa interpretacja - szczególnie dobrze tłumaczy samo zakończenie, w którym to okazuje się że Babadook zamieszkał w piwnicy :) gdyby to był demon nie miałoby to większego sensu
Doszłam do bardzo podobnych wniosków. Moim zdaniem ani książka ani demon nie istnieli faktycznie, jest to kulminacja jej bólu po stracie męża i zmęczenia opieką nad nadpobudliwym dzieckiem. Podświadomie obarczała syna za śmierć męża, kochała go na pewno, miała dużo cierpliwości (do czasu), ale dystansowała się do niego, chłopiec darzył ją bardzo szczerą miłością, którą okazywał na każdym kroku, podczas gdy ona chwilami miała z tym problem. Trudno się dziwić, nie był łatwym dzieckiem i to wcale nie ujmuje jej, jako matce, że po prostu czasem miała go dość. Dlatego to właśnie on podał jej książkę o Babadooku - metaforycznie, on był powodem jej utrapienia. Jednak, paradoksalnie również pomógł jej zniszczyć tego demona, ona pragnęła dołączyć do męża - popełnić samobójstwo, a nawet zamordować chłopca, by się mogli wszyscy połączyć razem w niebie, jednak to były myśli kobiety w głębokiej depresji, a syn wiedział, że to nie jego prawdziwa mama i obiecał że ją przed tym (nią samą) ochroni. Oglądając ten film, oczywiście mamy wrażenie, że została opętana, jednak może warto przymknąć oko na istnienie książki, na wypadające zęby, na rzyganie atramentem, na trzęsące się przedmioty, na fruwające dziecko i podciągnąć to pod kreację reżysera, który nie chciał zrobić typowego dramatu psychologicznego, a przedstawić swoją wizję depresji okrytą pozornie typową, "horrorową" fabułą. Nadał "naszym własnym demonom" charakter prawdziwej nadludzkiej siły. Więc tego typu filmów, nie lubię brać dosłownie. Tu można postawić pytanie, dlaczego ona dalej karmiła swojego demona? Być może nie chodziło o dawanie mu siły, a o pogodzenie się z jego istnieniem i zaakceptowaniem go - jako części siebie, a tą częścią był ból po stracie męża. Wcześniej wypierała się jego śmierci, nie chciała o nim wspominać, reagowała agresją gdy ktoś próbował o tym z nią porozmawiać, później jednak podczas rozmowy z opieką społeczną już nie miała tych oporów. Oswoiła swój strach i ból - dalej był straszny, ale już nad nim umiała panować. Jednak zastanawiają mnie jej słowa do chłopca, gdy stała przed piwnicą pod koniec, on się jej zapytał, czy go kiedyś zobaczy, ona mu odpowiedziała "kiedyś, jak będziesz większy"... Nadinterpretacja czy nie, film oglądało się wspaniale, był piękny. Piękny pod względem obrazu, światła, animacji przedstawianych w telewizji - wspaniale dopracowany pod tym względem. Oglądając go, absolutnie czuje się nastrój kobiety, jej zmęczenie, rutynę, brak chęci do życia, samotność, dla jednych mógł być męczący z tego powodu, ale właśnie ten zabieg sprawił, że film przeżywałam, a nie tylko śledziłam akcję - akcję, której na dobrą sprawę w końcu nie było. Pierwszy raz chyba w tym gatunku poczułam, że twórca nie chce zrobić ze mnie idioty, tworząc film z banalną fabułą, ale okryty mocnymi efektami dźwiękowymi, strasznymi twarzami, zmuszający do litości nad idealną rodziną, której podświadomie życzymy by przeżyli i sratata, te wszystkie inne typowe chwyty (są jeszcze Ci mniej ambitni, którzy do "dobrego" dreszczowca wrzucają tylko z dupy potwory mordujące na przeróżne sposoby grupę nastolatków w lesie z popsutego auta, po dwóch scenach seksu i pięciu z nagimi cyckami). Dlatego zaryzykuję stwierdzenie, że są filmy tworzone dla zabicia nudy i rozrywki, przy której nie trzeba wysilać specjalnie umysłu - co jest okej, nie wszystko musi być ambitne i mieć drugie dno (w końcu kto nie ma czasem ochoty po prostu obejrzeć jakiegoś shitu dla odmóżdżenia się), ale ten film jednak nie dla wszystkich (bez bólu dupy) widzów jest.
Przyznam, że Twoja interpretacja jeszcze pogłębiła moje odczuwanie tego filmu, otworzyła oczy na nowe perspektywy (pogodzenie się ze śmiercią męża i swoista adaptacja - czyli - potrafimy cieszyć się swoim życiem, chociaż nie jesteśmy już tacy, jak wcześniej; "metaforyczne " podanie książki przez Samuela i wyprowadzenie mamy z kruchej równowagi). Co oznacza, że kiedyś Samuel będzie mógł zmierzyć się z potworem z piwnicy? Może to, że do zrozumienia pewnych rzeczy trzeba dorosnąć. Z doświadczenia widzę, że do pełnego zrozumienia konieczne jest jednak wręcz przeżycie sytuacji, a nie tylko wczucie się w nią, choćby nie wiem, jak empatyczne.
Przyznam, że odmóżdżaczy w postaci niektórych horrorów, filmów sensacyjnych, katastroficznych czy SF nie mogę teraz oglądać nawet dla funu. Z wiekiem spadła mi tolerancja na to. Został za to sentyment do głupich komedii (chociaż niekoniecznie do współczesnych amerykańskich komedii o nastolatkach i odmłodniałych tatusiach - zbyt płytkie, prymitywne, wulgarne etc.)
Najpierw piszesz, że książka nie istniała, a później o podaniu książki przez chłopca. Jakkolwiek miałabyś to zinterpretować, w taki sposób (już na samym początku) to nie wychodzi.
Moje własne odczucia, najbardziej zbliżone są do wypowiedzi Mateusza92.
Jeszcze tak pokrótce co do ostatniego zdania - żaden film nie jest dla wszystkich, wszak każdy ma swój własny gust (i nie chodzi o żadne bóle etc.).