Jak w każdym filmie Vegi, próżno szukać sensu i jakiejkolwiek logiki. Rzeczy dzieją się tu tylko po to, żeby pchnąć fabułę do przodu, na przykład gdy Piotr idzie z Pawłem na mecz. Po co tam idzie? Po to żeby dostać wpierd*l i być złym na kanibali, żeby się na nich zemścić. Jest tu wiele zbędnych scen, jak tłumaczenie szachów kibolom, lub zdecydowanie za długie sceny z trybun pod koniec filmu.
Jak po każdej abominacji Pana Vegety, spodziewałem się planszy z napisem "Bad Boy powróci". Nie doczekałem się jej, jednak zakończenie pozwala "liczyć" na kontynuację. Czekam gorąco.