Cholernie cenię sobie twórczość Grety - wciąż skromną i niezbyt bogatą, ale piekielnie dojrzałą pod kątem filmowego rzemiosła. Sposób, w jaki prowadziła postacie grane przez Ronan w "Małych kobietkach" i w "Lady Bird", do teraz budzi mój podziw. Byłem dziwnie spokojny, że z "Barbie" też sobie poradzi, ale efekt przeszedł moje wszelakie oczekiwania. Tutaj idealnie poprowadziła Goslinga, wydawałoby się dojrzałego i doświadczonego aktora, który pracował z wybitnymi reżyserami - a w "Barbie" widać, że facet totalnie zaufał Gerwig i w pełni poddał się jej pomysłowi na tę rolę. To będzie chyba najdziwniejsze zdanie w tym wpisie: wydaje mi się, że to najlepsza rola Goslinga jak dotąd. A doskonale pamiętam "Half Nelson", "Fracture" czy "Idy marcowe". No prześwietny film!