Po ogromnym oczekiwaniu, marketingu i tych wszystkich memach, Barbie ostatecznie... ssie. Nie mówię od razu, że jest to zły film, ale to na pewno nie to czego oczekiwałem. Ok... film ma pomysł na siebie i to zajebisty, szkoda, że działa tylko na początku. Im dalej, tym coraz gorzej. Masa nietrofionych i źle rozwiązanych koncepcji. Kwestia patriarchatu wprowadzona mrugnięciem oka i zniszczona przez jego pogłębianie? Usamodzielnienie Kenów. Skoro Ken nie istnieje bez Barbie to po co to zmieniać? Miałem szczerą nadzieję, że Ken Gosling i Barbie Margot będą razem, że będzie to wątek romantyczny, a tutaj jest wręcz przeciwnie. Finał... kompletnie nie rozumiem decyzji Barbie. Założeniem jest to, że Barbie odkrywa kim naprawdę jest, idzie z tego morał, by być sobą. Problem w tym, że to nie działa. Jak widz ma w to uwierzyć, skoro nie wierzy w to sama bohaterka? Humor... na ogół siada, mówię "na ogół", bo jest jeszcze irytujący Will Ferrell. Pomimo beznadziejnego Ferrella największym moim zarzutem jest to, że już po pół godziny zaczęło mi się cholernie nudzić, i nie, nie dlatego, że nie jestem targetem (szczerze to chyba nawet jestem) zaczęło mi się nudzić, bo było czuć, że wątki są prowadzone na siłę. Podsumowując, Barbie nie jest złym filmem, ma pomysł i naprawdę zdumiewające momenty, jest pięknie opakowany, a aktorzy grają swoje życiówki. Jednak nie mogę wystawić tu pozytywnej opinii. Z drugiej też strony jednak nie mogę też ukryć, że po części no... podobało mi się. Momentami, kiedy nie wiało nudą było raczej dobrze. W skali od 1 do 10 Barbie dostaje 6, ale tylko dlatego, że to Barbie.