...Ale piosenka "I'm just Ken" to majstersztyk i byłam mocno zaskoczona, że jej autorom udało się uchwycić w niej klimat muzyki lat 80.
Co do filmu - lalka Barbie przez wszystkie lata obrosła w tyle stereotypów, że nie mogło być inaczej - głównych bohaterów przedstawiono wybitnie stereotypowo. Przypomnijmy, że stereotyp to pojęcie mające na celu uprościć rozumienie jakiegoś zjawiska, coś jak na chłopski rozum. Spojrzenie na coś poprzez pryzmat stereotypu powoduje, że faktyczny obraz jest zawężony i nierzadko przekłamany. Posiadanie stereotypów to żaden wstyd - każdy je posiada, i siłą rzeczy wiążą się one z oceną ryzyka - każdy z nas ocenia i kalkuluje, co mu się opłaca, a co nie, co mu zagraża, a co nie. W tym sensie Barbie jest oceniana jako nieźle wyglądająca dziunia - bez swego perfekcyjnego wyglądu nie byłaby sobą. Pytanie, co poza tym wyglądem - stereotyp o głupiej blondynce ma się dobrze. Dlatego też lalka w filmie zadaje sobie te głębokie pytania egzystencjalne. Dalej leci się stereotypami o tradycyjnym podziale ról płci, o tym, że atrakcyjność fizyczna jest ważniejsza niż posiadanie dzieci (przykład nieprodukowanej lalki w ciąży), pojawił się też nowy stereotyp o mężczyźnie, który jest niczym bez swojej pani. Końcowo z uwidocznienia tych stereotypów nic nie wychodzi, film jest miałki, żadnego konklużyn, mamy wypunktowane pojęcia, ale brakuje syntezy tego materiału. Co z tego filmu wynika? Tylko tyle, że stereotypy istnieją i skłócają kolejnych ludzi - vide widzów kłócących się o to, czy ten film jest fajny czy nie, czy ten film obraża babki, czy facetów. Wnioski mamy sobie sami z tego wyciągnąć, i jak widać, wielu tego nie potrafi. Ale to też jest wina producentów, że na wyciąganie tych wniosków już nas widzów nie nakierowali.