Na film poszedłem z dziewczyną nie mając co do niego żadnych oczekiwań, więc nie byłem ani pozytywnie ani negatywnie do niego nastawiony jednak już po pierwszych kilkudziesięciu sekundach dostałem lewackim obuchem w łem jak to "wszystkie barbie są takie doskonałe w tym jakie są i we wszystkim co robia" (co zabawne kłóci się to z tym co pokazane zostało na filmie, bo jedyne co potrafiły barbie to tylko imprezować non stop). Jako, że dotyczyło to zmyślonej krainy to potraktowałem to jako psztyczek scenarzysty/reżysera w kierunku lewacki-ej propagandy, jak to kobiety mogą wszystko robić lepiej niż mężczyźni, którzy nie są do niczego potrzebni (za to oni sami jedyne co potrzebują to uwagi ze strony barbie, które mają ich głęboko w poważaniu).
Później jednak (w nadal mocno przerysowany sposób) film był satyrą o jestestwie kobiet i mężczyzn - o tym co pokazują i czego rzeczywiście pragną (chociaż po przemyśleniu seansu facetom dostaje się mocniej po uszach to nie było to aż tak przegięte w jedną stronę). Wstawki z Farellem były zabawne (i choć sytuacja jak wyliczał kobiety co były w zarządzie, a pamiętał tylko o dwóch w całym tłumie ludzi była zabawna, to ostatecznie to był kolejny cios w głowę tym samym obuchem co na początku seansu). Film, nie licząc początkowego fu*kupu, podobał mi się niemal do samego końca, tj. do momentu zakończenia "antyrewolucji" kobiet. Wg. mnie fajnie pokazano jak faceci mimo zgrywania twardzieli i chęci rządzenia to chcą głównie posiadać swoja kobietę, która będzie w nich zapatrzona i ich wspierać, a oni będą mogli jej pomagać we wszystkim itd. Niestety film ostatecznie ten obraz wypacza na "kobiety zgrywają słodkie idiotki tylko po to aby wykorzystać facetów" i ostatecznie skłócają ich aby odzyskać władzę, bo tylko to je interesuje i nic więcej. Samo zakończenie zostawia w głowie takie WTF?! że wybuch bomby w Openheimerze nie ma takiej siły niszczenia jak to coś. Scenarzyści i reżyser zaserwowali nam podlanie benzyną i tak już przesadnie rozdmuchanego konfliktu płciowego. Ken, który wyznaje, że jest zmęczony rządzeniem i jedyne co chciał to aby Barbie odwzajemniła jego miłość i że bez niej nie istnieje zostaje odrzucony (z głupim tekstem, że Barbie i Ken mogą istnieć bez siebie i tylko dla siebie) aby Barbie mogła spełnić swe ogromne marzenie!!! Móc przenieść się do realnego świata, gdzie kobiety są tak przecież uciskane przez mężczyzn z czym przed chwilą walczyła i aby móc pójść... (myśleliśmy z dziewczyną, że na rozmowę o pracę, ale o jak się bardzo myliliśmy) GINEKOLOGA!!! Ogólnie po tej ostatniej scenie ze 2 minuty patrzyłem w ekran z opadnięta szczęką z powodu zażenowania jaki to u nas wywołało.
Gosling i jego postać są świetne i dostarczają sporo salw śmiechu. Jeśli przymknąć oko na to, że ten film w dużej mierze nabija się z tego jacy są mężczyźni to można się nawet nieźle bawić, jednak z dziewczyną stwierdziliśmy, że samo zakończenie jest tragiczne a wskaźnik lewackich bredni wywaliło poza skalę. Wg nas film powinien na końcu pokazać, że jednak obie płcie są w jakiś sposób od siebie zależne i że Barbie jak i Ken są stworzeni dla siebie na wzajem i jakoś tam się uzupełniają - tym samym pokazując, że kobiety i mężczyźni się uzupełniają i mają trochę inne role do spełnienia w społeczeństwie. Zamiast tego mamy dolewanie oliwy do ognia, czyli wojny płci i tego że można samemu wszystko i nikt inny nie jest nam w życiu potrzebny, bo liczy się tylko JA.
Także 6/10, choć gdyby nie zakończenie i lewackie głupoty to byłbym nawet skłonny dać 8/10.