"Very Good Girls" to, można by powiedzieć, stosując terminologię zaczerpniętą z teorii literatury, nowela o przyjaźni wystawionej na próbę. Opowiedziana lekko, z przymrużeniem oka, ale momentami wprost, nie ekwiwokacją ani amfibologią, tym samym nie pozostawiając w zasadzie pola do jakiejkolwiek interpretacji. Film ukazuje trzy postawy jako możliwości zachowania się w sytuacji, klasycznie obyczajowej, która stała się udziałem głównych bohaterów: ona, ona i on. Pierwsza, najbardziej wyeksponowana, to zakłamanie, które prostą drogą prowadzi do zniszczenia tego, co mogło być piękne. Druga to szczerość, wynikająca trochę z naiwności a trochę z źle obliczonej nadziei i też, paradoksalnie, poniekąd przynajmniej, prowadząca do oszustwa. Trzecia to zdecydowanie, ale niemogące do końca się zrealizować, gdyż w drogę wchodzi mu pierwsza postawa i skutecznie zabrania przejścia. Film, mimo wszystko, kończy się dość optymistycznie. Co ciekawe, jednak nie tak jak można się tego spodziewać, podług doświadczenia, po produkcjach Hollywoodu. Dobry do zrelaksowania się pogodnym wieczorem. Doskonała, urocza, przyciągająca wzrok Dakota Fanning jako "zakłamanie". To moje ostatnie odkrycie, które śledzę z zaciekawieniem.