Kiedy usłyszałem, że robią poważny film z supermanem, momentalnie pobiegłem do kina. Czekałem na niego, podsycałem myśli oglądając teasery, trailery i śledząc każdą wiadomość o tym filmie. Ale po seansie myślałem tylko o tym, jak bolą mnie plecy, głowa i jak bardzo nienawidzę hollywood, producentów i wszystkich tych, którzy zabijają dobre kino.
Batman vs Superman to powtórka z rozrywki z Supermana.
Połowa scen jest fajna, a połowa kiepska i nieciekawa. W jednej chwili ekscytuję się jak mała dziewczynka, a w drugiej ziewam z nudów.
Zack Snyder jest wspaniałym reżyserem i to widać. Niestety wszystko wskazuje na to, że ma mnóstwo ograniczeń i zaleceń jak ma robić swój film, bo połowa jest jakby jego, a połowa to typowe amerykańskie gówno, które ma się sprzedać.
Nie ma czasu na soczyste dialogi, jest za to czas na wybuchy, latanie i bójki z potworami. Nie ma czasu na rozwijanie postaci, jest za to czas na wprowadzanie coraz to nowszych twarzy. Nikt nie tłumaczy widzowi fabuły, jest za to tłumaczenie jak Bruce stracił rodziców i stał się Batmanem. Po raz setny.
Ten film przypomina mi imprezę na której jest mnóstwo fajnych ludzi, dobre miejsce, muzyka, sprzęt, jedzenie, alkohol i cała reszta, tylko nikt się nie bawi bo nie ma jakiegoś takiego luzu i klimatu, który byłby na typowej domówce w obskurnym i malutkim mieszkanku w bloku na odludziu.
Seans polecam, ale warto by było trochę przystopować z chodzeniem do kina na filmy z tej serii, żeby Twórcy zaczęli trochę więcej myśleć, a trochę mniej wydawać pieniędzy na bezsensowną akcję.