Nigdy nie lubiłem komiksów, w których bohater to jakimiśtamman a filmów to już całkiem nie trawię. Do rzeczy: te produkcje są na mega infantylne, alogiczne i odmóżdżające. Dlaczego oglądam? bo chyba na pewno jestem oglądaczem-masochistą oraz chcę wiedzieć o czym piszę. Film jest do bólu głupi – Alfred naprawia superjeździdło Batmana kilkoma płaskimi kluczami i nitownicą, ale ale przecież to: geniusz techniczny, inżynier mechanik i elektronik, informatyk-haker, spec od broni i pancerzy, sanitariusz iii do tego lokaj na pełen etat, który łyżeczką i widelcem zmodernizował „jaskinię batmana”. Taa, supermen – lasery w oczach i silnik rakietowy w dup.. eeee odwłoku, majtki na wierzchu i czerwona homosiowska pelerynka - chapeau bas! Amazonka z super mieczem i tarczą. Z całego tego zoo tylko Lex Luthor jest „normalny” prawie. Reasumując - wolę filmy lub komiksy „Asterix i Obelix”, „Kajko i Kokosz” lub coś w tym stylu; a nie to USAowskie badziewie. Uwaga na koniec: „prawdziwi superbohaterowie” mieszkają w USA, cała reszta to cienkie bolki (nawet te wielkie z kosmosu).