Mam wrażenie, że nikt nie kuma o co tak naprawdę chodziło z tą zbieżnością imion matek obu bohaterów, więc napiszę co ja o tym myślę, może kogoś oświecę. Gacek i Sup wcale nie zostają koleżkami dlatego, że ich matki nazywają się tak samo. Nie jest istotne, że matka ma na imię Martha. Batman zwyczajnie uświadamia sobie, że przez cały ten czas nie próbował zabić jakiegoś boga czy demona, ale zwykłego człowieka, który ma gdzieś tam matkę, która się o niego martwi i który w danej chwili próbuję ocalić właśnie ją. Sam był pozbawiony tej możliwości i może się odnieść do motywacji człowieka, którego przez cały film przedstawiano jako tego, który "robi co chce".
Przed premierą ktoś tam napisał, że ludzie mogą nie zrozumieć fabuły tego filmu i w kinie myślałem, że to bzdura, bo przecież wszystko jest jasne. Ale widzę, że coś w tym jednak jest.
I żeby, nie było - nie twierdzę, że film jest bezbłędny, bo nie jest, ale takich oskarżeń bez przemyślenia jest sporo i jednak BvS jest trochę lepszy niż go opisują. Także nie patrzcie ślepo na recenzje i oceńcie sami.
Problem w tym, że to, co napisałeś na temat ich matek i związanej z tym motywacji Gacka to... rzecz absolutnie oczywista. Wytłumaczyłeś to w jasny i klarowny sposób, ale już sam fakt tego, że istnieje ktoś, kto tak banalnej rzeczy nie zrozumiał, każe poddać pod wątpliwość inteligencję użytkowników filmwebu i widzów w ogóle.
Jak czytam po raz 3481834 o tym, że film ten ma niespójną fabułę albo o tym, że zmiana nastawienia Batmana jest zbyt szybka i nieprzekonująca, to po prostu zaczynam się zastanawiać, czy to społeczeństwo z każdym rokiem głupieje, czy szanowni krytycy spali na języku polskim i lekcjach poświęconych analizom dzieł literackich, bo to co tutaj się na forum wyprawia to po prostu jakiś niesmaczny żart.
A może to my jesteśmy pi3przonymi geniuszami? Nagroda Nobla czeka! :D
Raczej chodzi o to, że część osób była nastawiona na popcornowy film pełen efektów a dostali coś innego.. Ja osobiście byłem z żoną w kinie i żadne z nas nie zauważyło tych niespójności, bardziej powiedziałbym, że reżyser prowadzi nas za rękę od sceny do sceny.
No dokładnie. Tak samo z motywacją Luthor'a. On nie chce zapanować nad światem (a przynajmniej jeszcze nie :) ) a jego motywacja wcale nie jest niewyjaśniona. Chce zabić Supermena, bo uważa, tak samo jak Batman, że jest zagrożeniem dla świata. Zresztą mówi o tym wprost w bodajże pierwszej scenie, w której się pojawia! Ktoś mógłby się sprzeczać, że stworzył przy tym Doomsday'a, który jest jeszcze gorszy. Fakt, ale Lex, uważał, że ten będzie ok, bo będzie mógł go kontrolować, że niby jest jego tatą czy coś w tym stylu :) To przyznaję trochę naciągane, ale wszystko jest wytłumaczone.
Ja nie mam problemu z zbieżnością imion matek obu bohaterów - to naprawdę fajny pomysł
problem tkwi w tym że po tej scenie Batman ufa Supermanowi w niemalże natychmiast a przecież to powinna być swego rodzaju iskra która coś tam zaczyna, ba na pogrzebie mówi coś takiego "zawiodłem go za życia, nie zawiodę po śmierci" jakby go znał od lat
Trochę go, jakby nie patrzeć, zawiódł a o zaufaniu chyba ciężko tu mówić, w końcu Superman umiera raptem niecałą godzinę później :) Ale zgadzam się, że tekst był trochę naciągany jak zresztą cały wątek śmierci. Death of Superman to fajny komiks i mogliby zbudować na tym cały film a upchnęli go w 10 minut. Wszyscy wiedzą, że i tak nie umarł naprawdę, bo zaraz ma wyjść Justice League. Jak dla mnie scena nie tylko zbędna, ale i pozbawiona jakiegokolwiek dramatyzmu.