Pierwsza połowa obiecująca, później film zaczyna być coraz słabszy (może poza końcową akcją). Miejscami dłuży się niemiłosiernie. Aż prosi się, żeby go jeszcze raz przemontować (bo sprawia wrażenie, jakby chciano wykorzystać większość nakręconego materiału, a po śmierci Kinji Fukasaku jego syn za bardzo nie radził sobie z tym wszystkim). W każdym razie po cholerę film trwa aż 133 minuty, jak spokojnie można by zmieścić się w 80-ciu. I przynajmniej by tak nie przynudzał (wycinając zupełnie nieistotne sceny kręcone w Pakistanie można by zaoszczędzić z kwadrans). Strzelają może niekoniecznie z sensem, ale efektownie i krwawo (miejscami nawet bardzo - parę razy trochę posoki spływało na ekran ;) Choć denerwuje że w niektórych ujęciach krew wyraźnie jest później dorabiana komputerowo. Szkoda że nigdy się nie dowiemy jak ten film naprawdę miał wyglądać w zamierzeniu twórcy.