Wiem, że są narzekania na „przemilczanie niewygodnych wątków”. Że nie ma „tła z epoki”. Że „tylko początek”. BO TAK MA BYĆ! To nie film o epoce, tylko o zespole. Zajrzenie do głów i serc twórców w tym konkretnym czasie. Nie o prądach muzycznych, konkurentach czy rewolucji seksualnej. Oglądamy rozterki, zwątpienia, wpadki, emocje samej grupy. Nierozwodnione, rzadkie, wręcz unikalne. Sam jestem fanem „Jedynki”. Więc okres trafiony. Potem zaczynały się „kontrowersje” i nagonka na grupę. W tym filmie obserwujemy eksplozję talentu i miłości do muzyki. Przed fazą rutyniarstwa i odklejek mistycznych. Obejrzałem trzykrotnie, raz za razem.