jedna wilka bzdura, jedno wielkie WTF?
Być można i powieść była ciekawa, ale film jest marny. Po pierwsze to nie wiadomo w ogóle co o w nim chodzi, tzn coś tam da się zrozumieć, ale to co udało mi się pojąć to straszny debilizm.
Po drugie aktorstwo - pomimo pewnej dziwnej sympatii do Elizabeth Hurley i Craiga Fairbrass muszę powiedzieć, że jest słabe. Do tego grafomańskie dialogi.
Praca kamery i muzyka są na poziomie i daje w to w kilku miejscach nawet fajny klimat, ale wszystko rujnuje montaż i ogólna konstrukcja filmu. I tak otrzymujemy nudny, bzdurny film, gdzie horroru nie ma prawie wcale, można za to podziwiać piersi Liz (zdecydowanie za krótko) i klatę Craiga (zdecydowanie za długo). no i ta scena na końcu gdzie Marc Gilmour zrywa mu koszulkę, tak byśmy lepiej widzieli jego spocony tors podczas walki . A aktor grający naszego psychopatę Marca jest.. ojcem Lilly Allen :)

Większość filmu to koszmarny sen Marca, w którym Terry i Stephanie... są [?!] i ...no nie wiem. Naprawdę dla mnie to był bełkot. I to niestraszny, nie mówiąc już tym, że film dostał kategorię R za "strong horror violence and gore, sexuality and language." a więc mamy kilka postrzałów i mordobicie - strong horror violence?! , torszkę krwi - gore?! krótka scenę miłosną, gdzie widać piersi - to pewnie ta nieprzyzoita seksualność no i , eh..., troszkę wciśniętych jakby na siłę fucków - ah ten brzydki język.

Odradzam, ale z drugiej strony film jest tak bzdurny i nieporady, że aż miejscami intrygujący, więc jak ktoś koniecznie chce się przekonać na własnej skórze...