Jako pełnometrażowy film z treścią i fabułą właściwie nie ma czego oceniać. Cała uroda tego obrazu to momentami ocierające o się genialność grafiki, które współgrają z kapitalną, psychodeliczną, momentami transową muzyką napisaną przez pianistę i kompozytora jazzowego Masahiko Sato. Jeżeli spojrzeć na ten film jako przerośnięty, orgiastyczny teledysk to jest to dzieło wybitne. Z pewnością film kwalifikuje się do kategorii filmów muzycznych. Ale chyba żaden z krytyków tego nie dostrzega. Co jest kolejnym dowodem na to, że "krytyk filmowy" to rodzaj upośledzenia.