Hołd oddany zarówno filmom giallo, jak i niedocenianej z reguły profesji miksera dźwięku. "Berberian Sound Studio" to thriller "psychologiczny", przywołujący ducha filmów Polańskiego ("Lokator" chociażby, się kłania), wizualnie i klimatem czerpiący z Lyncha, otwarcie puszczający oko do entuzjastów dorobku Argento czy Fulciego.Od strony technicznej rzecz zasługuje na poklask: zdjęcia, muzyka, wspomniany montaż dźwięku (wszak inaczej nie wypadałoby w ogóle się za podobną historię brać) są w istocie na poziomie najwyższym. Gorzej nieco z samą historią, która niestety jest dosyć wtórna. Z początku wciąga, jednak z czasem okazuje się że mamy tu do czynienia ze słabszą wersją paranoi znanej z "Bartona Finka". Na szczęście sytuację ratuje aktorstwo i to nie tylko w wydaniu doskonale znanego publiczności Toby'ego Jonesa, ale i włoskojęzycznej części obsady (postać producenta - kapitalna, reżyser zresztą też nie zostaje daleko w tyle). Szkoda więc, że przy takich warunkach Strickland do opowiedzenia miał tak niewiele (czy tez może raczej: niewiele nowego). Osobiście skłonny byłem z początku dać ocenę wyższą o jedną gwiazdkę, bo mile połechtał ów obraz moją duszę estety, jednak mocna "siódemka" wydaje się być bardziej sprawiedliwa, zważywszy, że treść nie dorównuje w tym przypadku formie.
Dobry film. A zarzuty, że w filmie się nic nie dzieje są dziwne. Nie każdy film to Mumia czy Transformers, gdzie w każdej minucie 2 pościgi i 5 bijatyk. Jeden z niewielu filmów, który mnie nie za nudził w pierwszej półgodzinie.
Zgadzam się z tym, że Mumia i Transformers to strata czasu, ale są filmy, które mimo swej statyczności mogą się podobać. BSS był taki sobie, ale np. taki Koń turyński początkowo mnie nudził, ale po ok. półtorej godzinie zaczął mnie wciągać - pojawiło się napięcie. W Berberian Sound Studio poza klimatem giallo (co prawda nieźle oddanym) nie ma praktycznie nic. Ale o pewnym połowicznym sukcesie może świadczyć pytanie mojego ojca po seansie: To ten film nie jest z lat 70-tych?
Mi się lepiej oglądało BSS, ale Koń na pewno jest filmem lepszym, a Satantango (gdzie statyczność to za małe słowo) to wg. mnie film wybitny. Nie ma reguł, może być wciągający trzymający w napięciu film o niczym i film akcji do zasypiania.