Tytułowy bohater to niemal wymarła idea. Idea żyjąca niegdyś na całym świecie: w Europie, Japonii, Chinach, obu Amerykach.
Znana pod różnymi imionami.
To hołd dla tradycji i odzew ku naturze wyparte przez stale rozwijającą się Cywilizację.

W tym filmie nie uświadczycie licznych efektownych walk, a tego spodziewałem się siadając do filmu, o którym wiedziałem jedynie tyle: Capoiera. Troszkę się zawiodłem. Film to opowieść o utraconej tożsamości rasowej/narodowej i walce o wierzenia, powrót do tradycji.

Film zwieńczają słowa mistrza: "Przebudzili się". Moim zdaniem, niecałe pół wieku zasnęli ponownie, tym razem chyba na zawsze... Na całym świecie, wartości przodków ustępują kolorowym reklamom, przepełnionym marketom i nowym, bezwartośćiowym wzorcom.

Polecam film ze względu na bardzo plastyczne zdjęcia, porywającą muzykę i dość ciekawe ukazanie świata bogów. Oniemiałem podczas pierwszej sceny z jednym z bogów...

Dla mnie, laika jeśli chodzi o kulturę capoiery i sytuację społeczno-polityczną tamtych czasów Brazylii (a zresztą współczesną też!), film był ciekawy, niesamowicie spodobała mi się tamtejsza kultura i życie tak blisko natury. Postać głównego bohatera strasznie nierealna, ale chyba takie było zamierzenie - jest on raczej uosobieniem Idei niż odwzorowaniem żywota. Ukazuje to jedna z ostatnich scen z filmu - duch Besouro żyjący w następnym pokoleniu. Ogólnie, odniosłem wrażenie, że film jest jednym z serii "ku pokrzepieniu serc". Z tym, że w przeciwieństwie do dzieł naszych rodaków - ten dało się oglądać.