Nie mam zamiaru się tu wymądrzać, bo po prostu nie siedzę
w temacie capoeiry, ale na swój rozumek, chyba nie takiego
dzieła spodziewali się wielbiciele tej wspaniałej sztuki walki.
Ja osobiście chciałem jakiejś odmiany, zważywszy na styl
kina, jak i kraj pochodzenia, dlatego też postanowiłem to
zobaczyć. Spodziewałem się jednak ciekawej historii czyli
wciągającej biografii, a dostałem coś na wzór fantasy z
przesadną dawką uduchowienia głównego bohatera
Besouro. I tak jak to słusznie zauważył jeden z założycieli
poniższych tematów VenomDealer, lepiej by się stało, gdyby
twórcy podali nam tę opowieść w formie baśni lub legendy.
Poza ''fantastycznymi'' walkami, jest tu zbyt wiele rozmów z
samym sobą lub z duchami. Zapewne sztuka ta wymaga
właśnie takiego poświęcenia i wewnętrznego oczyszczenia,
ale przeciętny widz, raczej tego nie doceni. Więc wychodzi na
to, że jest to film bardziej dla wybrańców. Sam szukałem tu
bohatera z krwi i kości, który bezgranicznie poświęca się dla
idei, a dostałem zapatrzonego w siebie grzesznika, który chce
ponieść pokutę za swe czyny.
Mimo to, film ten posiada drugą stronę medalu, będącą jego
lepszą częścią. Mówię o fabularnej formie pokazania chorego
systemu niewolnictwa tamtego regionu.
Szkoda tylko, że nie byłem w stanie utożsamić się z
kimkolwiek w ''Besouro'', bo ci, którym chciałoby się kibicować
są średnio nakreśleni, albo nie przypadną nam do gustu, a
pozostali, czyli ci charakterystyczni plantatorzy czy feitorzy,
staną się również i naszymi wrogami.
Oczywiście wymienione wyżej niewolnictwo, wiele osób może
mocno wkurzać, bo jak wiadomo murzyni mieli bardzo
okrojone prawa, czyli się nie posiadali ich w ogóle, ale to
nadal co innego miało chyba tu być siłą przewodnią.
Z akcją w filmie też jest różnie i można śmiało rzec, że jest
dosyć skromna.
Najmocniejszą jego stroną jest za to obraz i styl kręcenia.
Masa głębokich kolorów przepływa nam przed oczyma, czuć
tu gorący klimat tamtego regionu świata, pod postacią
słońca, a także muzyki, także skromnej, lecz niebanalnej i
wyjątkowej.
Całość wypada u mnie średnio, bo zamiast ''fruwających
fajerwerków'', spodziewałem się typowej opowieści
biograficznej. Gdybym chciał zobaczyć coś przygodowego,
zapuściłbym Indiana Jones. ''Besouro'' raptem na 5/10.
Pozdrawiam
Wybacz że po długim czasie, ale w ramach małego sprostowania - sceny fantasy ukazują Camdoble, religię niewolników z tamtego okresu. Film, będący odzwierciedleniem tamtych czasów, pokazuje różne aspekty - wspomniany przez ciebie system niewolnictwa chociażby. Ale owszem, za dużo tu strefy duchowej. Po wdrążeniu się w temat (poczytaniu z ciekawości n.t. tej religii, prawie wymarłej) film nabiera zupełnie innego wymiaru i sensu. Mimo że film o capoeiriście, nie capoeira jest w nim najważniejsza. Również liczyłem na więcej capoeiry, ale dostałem zamiast tego ciekawą historię ubraną w mityczną wiarę.
Pozdrawiam