Film jest piękny wizualnie. Bardzo podobała mi się scenografia oraz efekty specjalne. Świat z "Pięknych istot" nieco przypominał te z dzieł Wesa Andersona, ale w mojej opinii była to kreatywna inspiracja, a nie kopia.
Samą fabułę uważam natomiast za średnią - płytką i nieco nużącą. Film zabawny, lekki i przyjemny dla oka, ale do arcydzieła mu daleko. A za takie uważam "Faworytę" Lantimosa, która oprócz wciągającej akcji skłania do refleksji, poszukiwania "drugiego dna", a sceny Colman i Weisz to istne mistrzostwo świata - tam grały tylko oczy, delikatne drżenia mięśni twarzy. Mimo upływu lat wciąż mam to przed oczami.
Na ich tle przerysowana gra Stone wypadła wtedy słabo. W "Biednych Istotach" to przerysowanie wymuszał scenariusz, toteż poradziła sobie świetnie. Wciąż jednak uważam, że aktorką jest średnią. Stroić teatralne miny i kuśtykać potrafią nawet klauni w cyrku, ale do tego, żeby grać delikatnie, jak Colman i Weisz, a jednocześnie wywołać tym dreszcze, potrzeba talentu i rzemiosła.