(...) Ciężko jest oceniać ten dziwaczny, trashowy splatter w kategoriach "prawdziwego" filmu. "Bloody Muscle Body Builder in Hell" trwa niewiele więcej niż odcinek serialu telewizyjnego; to projekt średniometrażowy i średnio udany, nawet jak na własne warunki. Fukazawa nakręcił film pełen paradoksów. Jego twór bywa okropny, ale jest też okropnie zabawny. Jego efekty są co najwyżej specjalnej troski, co koniec końców dodaje projektowi old-schoolowej wiarygodności. Poza tym, moi mili, nie oszukujmy się. "W k***ę muskularnego kulturysty wizyta w piekle"?! Film o takim tytule trzeba zobaczyć, żeby uwierzyć, że w ogóle powstał.
Pełna recenzja: #hisnameisdeath