Jeremy Saulnier zabiera nas w pełen napięcia, brutalny i pełen czarnego humoru thriller z jednostką, która zamierza wymierzyć sprawiedliwość, z powodu ułomności prawa.
Przebudzony z letargu mentalności i bezdomności Dwight, tkwił w swoim małym świecie, szczęśliwy, pogodzony z samym sobą, choć w sercu zadra zamordowanych rodziców i siostry, która mieszka daleko, brak kontaktu z ludźmi, odzwyczajenie się od konwersacji z drugim człowiekiem, odizolowanie, hermetyczna egzystencją.
Wiadomość o przedterminowym wyjściu mordercy na wolność jego rodziców, przerywa jego idyllę, jego milczenie, jego izolację, staje się mścicielem.
Główny bohater fizycznie i umysłowo niespecjalnie odpowiada naszemu wyobrażeniu o roli pana zemsty, vendetta dotyczy obu rodzin. Do ostatniej krwi, do ostatniego członka rodziny, rozpoczyna się wyścig z czasem, zasadzki, ściganie i trup, który zaczyna ścielić się gęsto.
Przemoc, brutalność, strzały, ucieczki i konflikt wielopokoleniowy kontrastuje z obrazem spokoju, krok po kroku Dwight, opanowuje sytuacje i zaczyna działać dość skutecznie, przeciwstawia się bandytom, podejmuje wyzwanie zdobycia broni, dostosowywania się jak kameleon do warunków, szukania pomocy u dawnego przyjaciela, odpowiedzialności za siostrę i jej dzieci. Bohater to słaba jednostka, która wciąż sama nie wierzy, że każdy krok i zbrodnia, nie pozwala się cofnąć, teraz już eskalacja zła osiągnęła apogeum, i przeżyje tylko najsilniejszy, On lub Clelandowie.
Macon Blair w roli Dwighta doskonale dwoistość natury od nieporadności umysłowej i fizycznej pokazuje do podjętej walki, w której jednostka nie ma nic do stracenia, wola walki i przetrwania, silniejszy zwycięży stanie się zakończeniem tej rodzinnej zemsty.
Świetne zdjęcia, montaż, muzyka.
i historia (scenariusz) też świetny. Pomimo specyficznej rozwlekłości opowieści, nie było ani chwili nudy. Świetnie się oglądało, a sam film zapada w pamięć w przeciwieństwie do setek efektownych (czytaj: efekciarskich) sensacyjek made in Hollywood.