Czy tylko ja uważam, że ten film to, niestety, niewypał?
Naprawdę cieszyłam się na "God bless America". Z przyjemnością stwierdziłam, że początek jest obiecujący - świetny monolog Franka w biurze, motyw z wydaleniem z pracy za podryw, scena u lekarza, morderstwo rozpieszczonej panienki...
Niestety, dalej jest już tylko średnia pochyła. Nie, jest kilka scen, kiedy je się wyrwie z kontekstu, to budzą we mnie dobre wspomnienia (chociażby gra w rosyjską ruletkę z balonikiem czy scena w kinie), ale - do licha, jest tyle rzeczy, które są nie tak w tym filmie! A choćby i postać Roxy, której nieuzasadnione okrucieństwo jest odrażające - jasne, ucieknę z domu od kochających rodziców (a niech się zamartwią na śmierć, co mnie to), będę z upodobaniem mordować ludzi, których nie znam, przyłączę się do faceta, który właśnie zabił moją rówieśnicę i będę się do niego podwalać... a to wszystko dlatego, że rodzice nie pozwalali smarkuli robić smarkuli, co jej się podoba (cytuję: "A czy zabrałbyś mnie ze sobą, gdybym ci powiedziała, że mieszkam w normalnym domu z normalnymi rodzicami, którzy mnie nie molestowali, ale też nie próbowali zrozumieć? (...) Każdego dnia mówili mi, co mam robić, co myśleć, mówili ludzie, od których jestem sto razy mądrzejsza."). No, w czym ta zarozumiała, pozbawiona cienia empatii, selekcjonująca ludzi paniusia jest lepsza od tej rozwydrzonej blondynki Chloe? Oh, no tak, lubi "Star Treka" i jest fanką Alice Coopera - przedstawicielka wyższej rasy, ma prawo czuć się lepsza i decydować o życiu i śmierci.
Zdecydowanie większą sympatię (?) budzi Frank, ale nijak nie kibicuję jego "świętej misji", choć go rozumiem. I zdecydowanie nie popieram jego wizji naprawiania świata. Końcowa scena jest.... Pozwolę sobie zacytować fragment jego przemówienia: "Ameryka stała się okrutnym i zepsutym miejscem. (...) Straciliśmy poczucie przyzwoitości. Poczucia wstydu. Nie ma dobra i zła. (...) Zatraciliśmy dobroć." Chlip. Szkoda tylko, że powiedział to facet, który właśnie zamordował niewinnego ochroniarza, gościa zza kulis spełniającego swój obowiązek oraz spanikowanego widza, a teraz trzyma na muszce zastraszonoą widownię i bawi się w jakieś chore gierki z jurorami (to, jak każe im tańczyć i używa jako karty przetargowej z policją... ten urwany płacz jurorki... odczuwam autentyczny żal, myśląc o nich)!
Można pomyśleć, że to celowe ze strony reżysera, ironia, że tak pełne okrucieństwa postacie mianują się sędziami (mocno stronniczymi) i katami jednocześnie. Niestety, odnoszę nieprzyjemne wrażenie, że robione jest wszystko, byśmy poczuli sympatię do tego duetu. Jednak jeżeli faktycznie reżyser chciał w iście przewrotny sposób tak to przedstawić, to muszę mu powiedzieć, że nie wyszło - widać to chociaż po komentarzach na Filmwebie, gdzie użytkownicy najwyraźniej są oczarowani pomysłem wysyłania do grobu ludzi, którzy nie spełniają ich standardów.
A już pomijając kwestie etyczne - wadą jest także brak napięcia, nagromadzenie monologów (powtarzam, ten w biurze jest naprawdę dobry, kolejne są już męczące, a ten Roxy w parku... Że nie wspomnę o tym dziennikarzu z jajami ze stali - noga przestrzelona, a on z taką werwą pyskuje do baby celującej do niego z pistoletu!) i wreszcie ten dziwny wątek pseudo-romansu. Ni cholery nie wiem, po co go wprowadzono, i bez tego postać Roxy jest wystarczająco porąbana.
Ogólnie: nie polecam. Zamysł niezły, początek dobry, kilka scen dobrze wspominam, próba wciśnięcia widzowi jakiś dziwnych teorii, hipokryzja, nędza w zakresie czarnej komedii (raptem dwie zabawne sceny to trochę nędzny wynik...), wątpliwa jakość moralna tegoż dzieła i zbędne wzbudzanie w widzu poczucia wyższości ("no, ja nie oglądam takiego gówna jak <<Idol>> i słucham dobrej muzyki, idiotów powinno się unicestwiać, och, dobrze, że ja jestem inteligentny i mam taki dobry gust!").
Z wyrazami szacunku
Kazik
P.S. Frank powinien oglądać o wiele mniej telewizji. Książkę poczytać, czy coś. Na spacer wyjść. I zastanowić się, gdzie w wychowaniu córki popełnił z żoną błąd i podjąć w tym celu kroki o aspekcie wychowawczym.
Przeczytałem Twoje słowa z uwagą. Powinnaś być pierwsza do odstrzału. Ale niestety nie posiadam broni, więc tylko popukam się w czoło. Może zrozumiesz...
Naprawdę nie czujesz, że większość rzeczy i zdarzeń w tych filmie jest celowo przerysowana? Sarkazm aż leje się z ekranu, podkręcając tylko czarny walor w tym komediodramacie.
Rozczula mnie, że dajesz rady życiowe postaci filmowej, której charakter i postępowanie doprowadziły do budowy takiej, a nie innej fabuły. Nie czuję sensu. Rozumiem, że chcesz powiedzieć, że wolałbyś obejrzeć złagodzoną wersję tego filmu, w której Frank nikogo nie zabija, mniej się w nim mówi, brak przerysowań... Zaraz - czyli chciałbyś przez półtorej godziny oglądać drzwi wejściowe do domu Franka i to niby miałoby podnieść wartość (innego już wtedy) filmu? :D
PS. Pochyła może być na przykład równia, ale średnia pochyła - co to za cudo?
Sarkazm czuję, i to jak!
Dla mnie, niestety, ten film dziwnie "zawisł" - myślę, że nie miałabym problemu, gdyby albo przechylił się bardziej w klimat Tarantino z komiksową wręcz przemocą, albo gdyby jednak bardziej nastawił się na przesłanie i prezentacje społeczeństwa, w którym tego typu przydługie i liczne monologi byłyby bardziej na miejscu. Cóż. W moim odczuciu powstał niezdrowy miks.
Z wyrazami szacunku
Kazik
P.S. "Średnia pochyła" to wynik nieuważnego przejrzenia tekstu przed przesłaniem, mój błąd.
No proszę! Koledze zarzucasz, że nie widzi sarkazmu, mnie zarzucasz, że widzę sarkazm. He he he
Że co proszę?! Chłopie, przeczytaj proszę ze zrozumieniem, co komu "zarzucam" (bardziej wytykam, jeśli już chcesz tak agresywnie), a później wracaj do kłótni. Obu Wam "zarzuciłem" to samo - ułatwię Ci.
Zresztą rzekomo nie chciałeś ze mną dyskutować, bo podobno prowadzę dyskusję sam ze sobą. Jednak nie mogłeś powstrzymać się od kolejnego komentarza. Próba prowokacji czy skąd ta zmiana? Czyżby klasyczny tani internetowy zabieg erystyczny, w którym degradujesz kogoś do roli niegodnego dyskusji, po czym niby to obok niego jednak dyskutujesz? He he he.
Niespecjalnie mamy o czym rozmawiać, skoro nawet nie zadajesz sobie trudu wczytania się w dyskusję na tyle, żeby dostrzec końcówki rodzajowe. A skoro tak, nie ma mowy o żadnej erystyce – najzwyczajniej w świecie po łebkach czytasz cudze wypowiedzi.
Najwyraźniej znów nadinterpretujesz albo zupełnie błędnie coś rozumiesz. Co, to ciężko stwierdzić, bo rzucasz jakiś ogólnik bez odniesienia, dodając znów serię pogardliwych słów. Rozumiem, że w Twoim mniemaniu ma Cię to stawiać wyżej, czynić lepszym... No to pozdrawiam!
To może się trochę wtrące. Nie będę dyskutował na temat Twojego zrozumienia wypowiedzi Kinomory_3 z innego tematu ale zarówno w nim, jak i tu dawałA Ci znać, ze ona i Kazik_chan to KOBIETY. Stąd też zarzuty, że nie dokładnie wczytałeś się w tekst jej wypowiedzi. Oto też chodziło w jej chodziło w ostatnim poście, gdzie zwracała Twoją uwagę na końcówki rodzajowe (rodzaj: męski, żeński i nijaki). Nie wiem jak Ty ale ja poczułbym się urażony, gdyby ktoś nagminnie zwracał się do mnie "KOBIETO".
Z pozdrowieniami
Łukasz (mężczyzna)