Zabrakło konkluzji, mądrego, klarownego przekazu. Koniec nie powinien być otwarty, bo wówczas - nigdy nie ma końca.
Myślę że przesłanie ma takie że trzeba uważać na to jakich ma się rodziców. I zwracać uwagę na to czy aby nie trzymają nas pod kloszem. A jak tak to zwiewać i ratować swój tyłek póki mamy siły psychiczne
I właśnie dlatego napisałam, że brakło "mądrego, klarownego przekazu"; :) - każdy tworzy sobie własną wizję....
Jak to mawia klasyk: "A może taki był zamysł autora?" W zasadzie 90% filmografii Lyncha opiera się na tym samym, a z tego co widzę, to ludzie go raczej za to chwalą, aniżeli besztają. Tym samym mogę też uznać, że Aster mógł po prostu się nudzić i postanowił zrobić swoje własne "Mother!" by dla własnej uciechy rozsierdzić 3/4 użytkowników Letterboxd i podobnych
Zawsze uważałam, że otwarte zakończenie potrafi uratować nawet najgłupszy film. To sztuka zostawić widza z przemyśleniami, możliwością wielorakiej interpretacji. Kawę na ławę mamy w amerykańskich superprodukcjach, gdzie wszystko jest jasne i proste. Przy czym szczerze mówiąc akurat w tym filmie nie zauważyłam otwartego zakończenia. Dla mnie tu się wszystko ładnie zamyka.
To prawda, w większości otwarte zakończenia ratowały cały film. Niemniej właśnie dlatego, że w tych filmach wszystko było klarowne i logiczne, i owe nagle otwarte zakończenie czyniło je zaskakującym i nieprzewidywalnym. Natomiast przy tak wielointerpretacyjnej i symbolicznej (głebokiej i psychologicznej) fabule, zakończenie otwarte (czyli ta sama linia od początku do końca) czyni je niedopracowanym i nieprzemyślanym.... Stąd w moim odczuciu, zabrakło konkretnego i jednoznacznego zamknięcia, które sprawia, że cała misterna sieć zależności łączy się w zrozumiałą całość i pozostawia widza w przekonaniu, że reżyser od początku wiedział co robi.
Nie zgodzę się, choć wiem, o czym mówisz. Widziałam parę takich filmów, gdzie przez cały seans zastanawiasz się o co chodzi, a na końcu nic się nie wyjaśnia a widzowi pozostaje mentalny lincz na reżyserze ;-) Jednak w moim odczuciu nie dotyczy to "Bo się boi". Wręcz przeszkadzało mi zbyt łopatologiczne wyjaśnienie problemu w finale filmu. Może dlatego, że niekoniecznie upieram się przy zgłębieniu znaczenia wszystkich pojawiających się w filmie scen, postaci i symboli. Myślę, że to nie jest klucz do tego filmu, choć pewnie jedni widzą w nim więcej inni mniej...