Cały film wydaje się starciem sacrum i profanum, które powoli miesza się ze sobą tworząc coś na wzór znaku Yin/Yang. W ostatniej scenie wydaje się, iż profanum jednak przeważa szalę. To córka prokuratora napisała liścik, więc o żadnych duchach nie ma mowy. Czy aby na pewno? Ostatnie ujęcie ukazuje okno w którym widać Gajosa i Suwałę. A co z Ostaszewską? Albo zasłania ją środkowa część okiennicy, albo w ogóle jej tam nie ma. Jeśli to drugie, można wtedy uznać, iż to jednak jest punkt na korzyść sacrum, a Anna okazuje się duchem. To byłby nawet celny żarcik, ze strony reżyserki, która w swym dziele od humoru nie stroni.
Pytanie tylko, czy ja bredzę? Czy w tym oknie faktycznie nie było Ostaszewskiej, czy tylko jej nie zauważyłem i interpretuję własne przeoczenie, a nie ukryty szczegół. To już kwestia do rozstrzygnięcia przez was ;)
Tak, Anny już nie było przy stole z bohaterami i zniknęła. Sam pomysł ze sferą sacrum i profanum odebrałem w sposób taki, że duchy próbowały się skontaktować z ludźmi, by uwolnić ich od cierpień i zmartwień. Anna - czyli w tym przypadku duch - przyszła na pomoc prokuratorowi i jego córce, by naprawić ich stosunki. Kiedy w ostatniej scenie oboje się do siebie szczerze uśmiechają, ona bezpowrotnie znika.
Ostatecznie jednak kiedy już ten film rozchodziłem i przemyślałem, w mojej głowie pojawił się pomysł, że być może Anna to był tak naprawdę duch matki Olgi. Otóż w filmie pada kwestia, w której Gajos mówi do Ostaszewskiej, że ta nie zastąpi Oldze matki. A mimo wszystko zastąpiła i pod wpływem jej obecności, relacja na linii ojciec-córka została naprawiona, a sama Anna tak naprawdę nie zniknęła - ona wciąż była obecna pośród nich, a jedynie zniknęła dla wszystkich pozostałych ludzi.
To takie moje świeże przemyślenia po seansie. Co do samego filmu, Szumowska nakręciła zdecydowanie najdojrzalszy i w skutkach najlepszy film w swojej karierze! Przypuszczam, że "Body/Ciało" będzie najlepszym polskim filmem tego roku, bo jak na razie nic nie wskazuje na to, by polskie kino byłoby w stanie w tym roku nas czymkolwiek bardziej zaskoczyć ;)
Czyli potwierdziłeś moje domysły: sacrum i profanum się dopełniają w tym filmie, nie ma mowy o przewadze żadnego. Sceptyk nie zobaczy tu żadnych cudów, bo wszystko można logicznie wyjaśnić. Osoba uduchowiona tymczasem wytknie mu, że tu mnóstwo jest niezwykłych wydarzeń, nie ma więc mowy o przypadku. I chyba o to Szumowskiej chodziło, by ludzie o różnych spojrzeniach dotarli do własnych wniosków idąc tropami zostawionymi przez reżyserkę. I by każde rozwiązanie było prawidłowe, bo równorzędnie ważne. To nieco ironiczne względem poglądów wielu Polaków: dla nich albo stoisz z lewej, albo z prawej strony i nie ma innego wyjścia. A tu przychodzi taka Anna wierząca w nieśmiertelną duszę, a jednocześnie będąca zwolenniczką aborcji.
Swoją drogą też miałem na uwadze tę koncepcję z Anną jako inkarnacją matki Olgi. To chyba był zamierzony trop, lecz tak sugestywny, że dopiero po seansie zacząłem brać go pod uwagę.
A z Szumowskiej widziałem dotąd niezbyt udany "Sponsoring". Tam autorka ugryzła modny temat podobnie jak miliony telewizyjnych talk-show: okropnie pobieżnie. "Body/Ciało" też dotyka kilku popularnych kwestii, ale robi to z przebiegłym uśmiechem, nadając sprawom więcej odcieni niż czerń i biel. Humor był składnikiem niezbędnym by dopełnić dzieło.
A co do polskich filmów tego roku, jestem dobrej myśli. Może pan Wasilewski na przykład zaskoczy...
Nie mam nic przeciwko! ;) A po "W sypialni" i "Płynących wieżowcach" jest to bardzo prawdopodobne ;)
warto też dodać, że Ostaszewska miała fioletowy płaszcz jak kobieta na przejściu i taką samą różową sukienkę, jak kobieta w trumnie.
Też zauważyłam, że w oknie nie było Anny, dla mnie jednak ostatnie ujęcie dotyczyło przyszłości i pozostawiało nadzieję,że oni teraz częściej siedzą razem przy stole i na siebie patrzą.
Podobnie stwierdziłam - Anna zauważyła, że ojciec z córką zaczynają nawiązywać więź, więc zostawiła ich samych.
Raczej nie była duchem - duch, który pracuje, ma własne mieszkanie, którego wszyscy widzą? Raczej nie.
Można jednak rzeczywiście rozumieć film na dwa sposoby: albo po śmierci dziecka Anna zwariowała, widząc najpierw synka, a potem inne "duchy" - zawsze jednak takie, o których wcześniej usłyszała (np. od pacjentów; sama przyznała prokuratorowi, że córka wspominała o matce) czy przeczytała na klepsydrze, albo rzeczywiście miała dar. Niezależnie od tego, co jest prawdą, pomaga ludziom.
Bo jak mówi : "Liczy się dobra wola".
To wydaje mi się ważne zdanie na koniec - dobra wola porozumienia, dobra wola wiary, myśli, dobrej pamięci.
I oni z tą dobrą wolą bycia ze sobą naprawdę, pozostali - Anna nie była już potrzebna, dała im swoją dobrą wolę
i mogła odejść. Ja traktuję ją dosłownie ( z takim psem!!!).
Ja to widzę tak, że ona po prostu nie była im potrzebna:) Nastał świt dnia i nowy dzień dla relacja ojciec-córka. Więc Anna przestała im metaforycznie być potrzebna i "znikła". Finał nie do końca jednak rozumiem. Ale nie przeszkadza mi by zachwycać się filmem, mimo, że chyba nie ze wszystkimi poglądami reżyserki się zgadzam.
Być może spotkanie z reżyserką wniosło więcej światła na film, ale mój komentarz na wstępie jest w pewnym sensie pół interpretacją, bo mniemam, iż reżyserka chciała by pół widowni tak odebrało ten film. W ostatecznym rozrachunku uważam "Body/Ciało" za film bipolityczny (w takie słowotwórstwo się zabawię) i stawiający znak równości między poglądami bohaterów, właśnie po to by w końcu zauważyli siebie nawzajem, jako osoby, a nie jako przeciwników o innym spojrzeniu na świat. Choć podejrzewam, że sama Szumowska jednak stoi po lewej stronie barykady w świecie pozafilmowym i swoimi poprzednimi dziełami chciała tej drugiej stronie pokazać jak interesujące może być jej spojrzenie...
Akurat o interpretacji na spotkaniu prawie nie było. Na pewno jest po lewej stronie, ale tutaj był spory dystans do wszystkiego, bez nadęcia, bez jedynych słusznych prawd itp. Mam tylko problem ze stwierdzeniem "że nie było by zbrodni w sedesie, gdyby aborcja była legalna", ale wierzę, że to zdanie jednak nie było w pełni serio...
To zdanie wypowiada kobieta wierząca w nieśmiertelną duszę. To nie jest przemycanie poglądów do filmu, a specjalny zabieg, by jeszcze bardziej spotęgować równowagę między bohaterami. Zadajemy sobie pytanie: jak to? Przecież to właśnie Anna powinna bronić życia niepoczętych! Tak samo jest z prokuratorem, którego mamy za ostoję sceptycyzmu, a jednak pojawia się na spotkaniu spirytystów. Ma w sobie cząstkę spojrzenia Anny i vice versa.
Też się nad zastanawiałam: doszłam do wniosku, że Anna po prostu wyszła i zostawiła ich samych.
Annę nie można traktować jako ducha: jadła, spała, wchodziła w interakcje z innymi ludzmi, na pewno istniała.
Interesuje mnie jednak scena gdy Anna jedzie autem: zatrzymuje się gwałtownie, bo widzi przebiegającą przed maską kobietę, ale... czy siedzi w środku? Z tego co pamiętam, auto nie miało zapalonych świateł i stało nie po tej stronie ulicy (na lewym pasie).
Kurcze, ale mój temat nie jest "właściwym" wyjaśnieniem filmu i przepraszam jeśli faktycznie napisałem go w mało czytelny sposób. Ja pytałem bardziej o sugestię reżyserki, którą mieliśmy podchwycić. Jeśli przez chwilę pomyśleliście "ona jest duchem" to dobrze wywąchałem tą sugestię. Natomiast ja sam film rozumiem jako tryumf uczuć nad poglądowymi podziałami. Nie dopatruję się przecie horroru w filmie traktującym o polskim społeczeństwie. Bardziej wyszukuję momentów w których Szumowska mruga do nas okiem.
Niestety nie potrafię dokładnie przywołać wymienionej przez Ciebie sceny, by snuć przypuszczenia. To tylko zwiastuje powtórny seans ;)
Anna jako duch to kusząca interpretacja, jednak Szumowska nie bez powodu pokazała nam jej życie - Anna odwiedza swoją matkę, opiekuje się psem i grupą terapeutyczną. Wg mnie, patrząc z tej perspektywy, ona nie mogła być ,,wcieleniem" żony prokuratora.
Jej zniknięcie w ostatniej scenie interpretuję jako jedynie metaforyczne. Ani prokuratorowi, ani jego córce, Anna nie pomogła. Mało tego, Anna nie pomogła samej sobie - jest potwornie samotna, tęskniąca już nie tylko za synem, ale w ogóle za bliskością, co ilustruje scena podglądania młodej pary na klatce schodowej.
W związku z tym zakończenie filmu odczytuję następująco: nie pomoże nam Bóg, spirytysta, ani duch zmarłej osoby. Pomóc nam może tylko kontakt z drugim człowiekiem. W tym ujęciu niby wygrywa profanum - bo najbardziej pomocnym okazuje się być to, co przyziemne. Ale Szumowska wydaje się upatrywać najważniejszego i najbardziej budującego sacrum właśnie w drugim człowieku i uczuciach do niego.