... dlaczego ostatnio niemal wszystkie produkcje superbohaterskie zawierają albo bluźnierstwa, albo - jak w przypadku Borderlands - inscenizacje transfiguracji diabelskich istot typu lilith?
W tym przypadku ma to niejaki sens, bo bardzo pierwsza gra z serii stawiała głównych bohaterów jako moralnie szare spluwy do wynajęcia, które absolutnie nie były wzorami do naśladowania i ostatecznie na Pandorze znalazły się po to, by zarobić i pozabijać. Stąd też drzewko umiejętności i dialogi Lilith w tamtej grze mocno podkreślały jej szatański rodowód i "wiedźmowatość". Tymczasem w Borderlands: The Pre-Sequel zdradziła, oszukała, po czym zostawiła na śmierć w Krypcie na księżycu Pandory niejakiego Jacka, co doprowadziło do przejęcia przez niego władzy nad firmą Hyperion i wszystkich wydarzeń w Borderlands 2, w skład których wchodzą m.in. eksperymenty na lokalnej faunie oraz masowe ludobójstwa pod pretekstem "uczłowieczenia degeneratów i dzikusów".
Tutaj zaś mamy ukazaną ją jako dosłowną boginię i, ale jaja, "obrończynię Pandory". Strzelam, że ktoś tu za dużo naczytał się scenariusza Borderlands 3 (które, swoją drogą, usiłuje wybielić Lilith za wszelką cenę, co uznaję za zbrodnię totalną).