Można by rzec, typowe Japońskie "ghost story", bo mimo wszystko Nakagawa nic nowego
do tego gatunku nie wniósł, oprócz tego, że całkiem ciekawie wniósł do klimatów horroru
świetny fragment kina ken geki. Jednak, jeżeli by tylko spojrzeć na realizację, klimat, oraz
mistrzowsko wykreowany nastrój grozy, spokojnie można by stwierdzić, że "Black cat
mansion" zdecydowanie wyróżnia się na tle innych produkcji tamtych czasów. Reżyseria jest
niesamowita, Nakagawa niezwykle odważnie i kreatywnie operuje narastającą grozą,
poprzez niekonwencjonalne (jak na tamte czasy) ruchy kamerą, gdzie za świetny przykład
posłużyć może pierwsza scena, niebywale klimatyczna i niepokojąca.
Co do wad, muszę przyznać, że mi, subiektywnie patent ze staruszką-kotem, wydał się zbyt
przesadzony...Ale jest to subiektywne stwierdzenie, więc niektórzy tego za wadę na pewno
nie uznają.
Inną, ewentualną wadą może być długość filmu (1h, 9 min) i niezbyt oryginalna fabuła, ale
są to wady nieco "na siłę", więc nie specjalnie zaniżą one wartość filmu.