ona śpiewa. Świetna opowieść o relacji pomiędzy schorowaną, ambitną, bardzo pracowitą, choć w ogóle nie utalentowaną Florence z mężem, który jest jej wspierającym, oddanym fanem, chroniącym od otaczającego zła. Grant jak i Streep świetnie się czują we własnych rolach. Grający na pianinie McMoon czyli Simon Helberg jest tak samo dobry jak wcześniej wymieniona dwójka ciągną film od początku do końca. Stuhr śpiewał "śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie oto chodzi, jak co komu wychodzi". Główna bohaterka totalnie ma to gdzieś jak jej wychodzi! Wchodzi na scenę i robi po prostu swoje. Cała historia zabawna, ale i przejmująco wciągająca. Bezsprzecznie warto obejrzeć.