"Wybielanie odbytu" - element, który wskazywał, iż nie należy tego oglądać dalej.
S.B.Cohen chciał pokazać obłudę świata, a pokazał wszystko, w tym siebie od najgorszej strony.
Chrońmy się przed takim szajsem i rynsztokowym humorem. Współczuję ludziom, którzy uznali seans za świetną rozrywkę.
Inteligentna satyra...? Czy aby na pewno wiesz, o czym mówisz? Nabijanie się z wszystkich ludzi, rozwalanie pokazów mody, sączenie niesmacznych "żartów", to właśnie przedstawia ten film. Satyra odkrywałaby coś nowego, była przewrotnym elementem i takim, który idzie przyjąć bez odruchów wymiotnych.
Forma jest mało istotna. Ten film jest dla ludzi, którzy potrafią przeryć się przez warstwę brudu i odkryć pewne diagnozy i konwencje. Jeśli ktoś odpada już na etapie formy, to nie należy się spodziewać po nim jakichś głębszych obserwacji.
I tak: ta satyra odkrywa coś nowego, jest przewrotna i da się ją przyjąć bez odruchów wymiotnych.
sam sobie zaprzeczyles.
twoje samoupokorzenie osiagnelo kolosalny rozmiar tak wiec zaprzestan dalszego kompromitowania siebie i zamilcz.
Chyba nie sluchales wywiadu z modelka przed pokazem o trudzie pracy modelki :) albo tego nie zrozumiales jak i reszty filmu
Wywiad z modelką był dobry. Zapowiadał coś przewrotnego i prześmiewczego w treści, jak "Borat....". Niestety, dalej nie odnotowałam sytuacji, które pokazałyby coś, na co warto zwrócić uwagę.
Wszyscy wyżej sypią na mnie gromy, że nie rozumiem drugiego dna, sarkazmu itp. Ja bym określiła to inaczej: ludzie, co Was w tym wszystkim ubawiło? Pokazanie ludzkiej głupoty w taki sposób jest równie idiotyczne. Raczej mnie to nie bawi, nie ciekawi i przede wszystkim nie zastanawia, a odrzuca. Być może umknął mi sens i Wielka Prawda objawiona przez Pana Wspaniałego, który wykorzystuje wszystko i wszystkich (kulisy jego działalności pokazane są w filmie "When Borat Came to Town"), tak więc jak ktoś ma coś konkretnego do powiedzenia, to niech poda sceny, sytuacje, a przede wszystkim niech krytykuje rzeczowo.
Cały film był super, wyciąganie dziecka z kartonu, rozmowy w toku, oduczanie się pedalstwa itp. ja ryczałem ze śmiechu.
... a jak przeprowadzal casting do udzialu dzieci w programie " ... czy dziecko moze pracowac z padlina, przy otwartym ogniu itd.? Rodzice sie na to zgadzali" , Paula Abdul opowiadajaca o dzialalnosci charytatywnej siedzac na Meksykaninie, roznica miedzy Hamasem a humusem, wywiad z Fordem, wywiad z modelka, strój z rzepów-znakomitych scen jest pelno...
Scen, które były w większości upozorowane. O tym się oficjalnie nie mówiło przy promocji obrazu, ale większość osób, z których zrobiono debila, nie wiedziała z czym ma do czynienia. Zdania powycinane z kontekstu, odpowiednio zmontowane i oto mamy powtórkę z "Borata", kiedy to mieszkańcom "kazachstańskiej" (tak naprawdę to rumuńskiej) wioski powiedziano, że przyjechał dziennikarz chcący im pomóc poprzez nakręcenie filmu o biedzie. Nie rozumieli ani słowa, bo nie udostępniono im tłumacza. Podstawili się pod kamery, bo wprowadzono ich w rażący błąd.
Podobnie było w tym obrazie. Amerykanie nie są tacy głupi, a zachowania pojedyńczych osób nie świadczą o całej kulturze.
Jeśli ktoś chce obejrzeć dobry (nie rynsztokowy) humor prześmiewczy o społeczności amerykańskiej, to polecam "Po prostu - dobre włosy". Inteligentny i cięty. "Bruno" jest niesmaczny i fałszywy.
Jak dla mnie ten film jest głównie odrzucający, humor humorem jednak w mojej opinii granica dobrego smaku została przekroczona, wiele scen właśnie powodowało odruch wymiotny. Forma tego filmu jest nie do przyjęcia.
To porównanie może i będzie kontrowersyjne, ale według mnie adekwatne do konwencji "Bruna": oglądając film Cohena można odebrać go na dwa sposoby - jako źródło niewybrednego, czasami wulgarnego lub zwyczajnie obrzydliwego humoru i kolejny chory wybryk Cohena lub jako trafny obraz współczesnych mediów i ich przedstawiceli. Podobna sytuacja wystąpiła w "Dniu świra". Dla jednych jest to film średni, pełen przeciętnych gagów i scenek rodzajowych. Ci nieco bardziej inteligentni odkryją w filmie Koterskiego obraz współczesnego społeczeństwa i źródło zaskakujących spostrzeżeń na temat Polski. W obu przypadkach to jednak te drugie poglądy są właściwymi. "Bruno" nie jest filmem głupim i pustym. Ma wydźwięk bardzo wyraźny, ale dla wielu obdiorców stłumiony przez kontrowersyjny humor. "Bruno" mówi o zeszmaceniu dzisiejszych mediów i celebrytów. Czy program w stylu "Usunąć czy zostawić" nie przypomina chałmu rodem z MTV? Czy scena w talk show nie pokazuje do czego ludzie są zdolni dążąc do pozostania w świetle reflektorów? A casting - ile można zrobić dla sławy, bez względu na konsekwencje i przypadkowe "ofiary" buty i chciwości rodziców w postaci dzieci? Walka na arenie nie pokazała ludzkiej małostkowości i braku tolerancji? W zasadzie każda scena "coś" mówi i daje do myślenia. Humor nie jest celem fiilmu a jego półśrodkiem - nie ma za zadanie bawić, a uzmysłowć pewne problemy.
No i mam nadzieję, że nie zostanę zakrzyczany za swoje odważne poglądy i spostrzeżenia :))
Masz dużo racji. Z tym, że dla mnie Cohen próbował pokazać w/w rzeczy, ale mu najzwyczajnie nie wyszło. Kiedy już coś może zainteresować widza, to Bruno wyjeżdża z tekstem rodem z wiejskich ostro popijanych imprez - ohydne, bez składu i nie do przyjęcia. Po prostu niesmaczne. Ale, jak słusznie zauważyłeś, może to przemówić do wybranego grona odbiorców. Ja nie jestem przyzwyczajona do takiej "kultury" i filmy tego typu omijam (obejrzenie go było wypadkiem przy pracy), dlatego strasznie mnie drażniło każde gejowskie zagranie. I nie ma to nic wspólnego z homofobią, a raczej z tym, że Cohen robi z orientacji seksualnej jakąś wielką manifestację i strasznie ją przerysowywuje w przypadku gejów. Dużo stereotypów, lakieru do włosów i za dużo macania się po tyłkach. Geje to też ludzie, a on zrobił z nich w perwersyjny sposób kawał pustego plastiku.
Za to "Dzień świra" do mnie trafił, choć też nie mało w nim ostrych zagrań słownych i tematycznych. Może po prostu został przemyślany i zrobiony pod widza, a nie pod masową publikę. A może znalazłam tam cząstkę siebie. W "Bruno" nie sposób się odnaleźć. I dobrze.
"Dużo stereotypów, lakieru do włosów i za dużo macania się po tyłkach"
to też było celowe. wiele osób właśnie tak wyobraża sobie przeciętnego geja- przegiętą ciotkę z piórkami w dupie i gwałcącą wszystko co się rusza, więc Cohen zwyczajnie to wyśmiał.
"Miał być materiał intyrugujący, wyszedł iście g*****ny" -pewnie zawiodłeś się na ekskluzywnym wywiadzie z Harrisonem Fordem.