Nie jest to film dla każdego. Momentami obrzydliwy, niesmaczny, mieszający z błotem wszelkie
wartości, jednocześnie wyśmiewający ludzkie przywary i nietolerancję. Sascha Baron Cohen w
obsceniczny sposób zakpił sobie również z nas - widzów, wystawiając na próbę naszą
wytrzymałość, bowiem najlepsza, moim zdaniem, scena jest na końcu filmu. Bruno występuje tam
jako prowadzący "Hetero Day", mówiąc m.in.: "jestem taki hetero, że gdy kupiłem sobie nowy dom,
kazałem zamurować tylne drzwi". Świetna, moim zadaniem, jest też scena powrotu Lutza w rytm
piosenki z "Titanica" oraz końcowa piosenka o pokoju, śpiewana przez same muzyczne sławy.
Podchodziłem do oglądania tego filmu kilka razy. Teraz, kiedy jest nowy film Saschy, postanowiłem
obejrzeć "Bruna" i Borata". Za perwersyjny i obrzydliwy humor oraz wartości niedostrzegane przez
innych 7/10.