Zasmialam sie chyba tylko w jednym miejscu...i nie chodzi o to, ze nie rozumiem humoru Cohena - ja go bardzo lubie. I "Borat...." mi sie podobał. Sama postac Bruno jest tez niezle wykreowana...jednak fabula byla po prostu do kitu, nudnawa. Ciagnela sie i w sumie nie chodzilo w filmie o nic konkretnego - a to wlasnie moglam odnalezc w "Boracie...".
Szkoda, bo liczylam na cos wiecej.